Od niego się zaczęło to pisanie, od Chila Goldberga. W marcu tego roku zamieściłem w swojej galerii zdjęć w portalu Nasza Klasa zdjęcie wykonane w Warszawie w 1937 roku przez Johna Phillipsa z magazynu "Life".
Wcześniej pisywaliśmy na forum szkolnym o miejscach naszego dzieciństwa na Muranowie. Tam wszystko zostało zbudowane po wojnie, bo to był teren getta i po całej Dzielnicy Północnej nie została cegła na cegle. Pod zdjęciem napisałem:
To było gdzieś na Muranowie. Z tamtego asortymentu Chila Goldberga pozostały tylko parasole (choć nie jestem pewien, czy to nie sąsiedni sklep). A wiadomo czego najbardziej żal.To miał być z pozoru cienki, ale w gruncie rzeczy seksistowski żart na temat zapomnianych elementów damskiej garderoby. Zawstydziłem się, gdy Dorota M. napisała:
Wzruszający jest, widoczny na zdjęciu, wytarty stopień progu.Uświadomiłem sobie, że ten wytarty stopień to jedna z niewielu fizycznych pozostałości świadczących, że tam byli. Zresztą tego progu też już nie ma.
I nagle bardzo ważna stała się dla nas sprawa znalezienia śladów Chila Goldberga. To trwało parę dni. Piotr O. przeszukał książkę adresową Polski z 1929 r. Dotarł też do warszawskiej książki telefonicznej z 1938 r. w Bibliotece Kongresu Stanów Zjednoczonych. Bez efektu.
Ja poszperałem w bazie getta. Numer 54 miało tylko parę ulic, a wśród nich Nowolipki, gdzie w maju 1941 r. zalegał z płatnościami za gaz Moszek Goldberg. Może syn Chila?
Wreszcie znaleźliśmy w internecie spis raportów niemieckiej policji SIPO (Sichertheitspolizei) w okupowanej Belgii. W 1941 r. wymieniał on niejakiego Chila Goldberga, jako osobę podejrzaną o fałszowanie dokumentów i współpracującą z Polakami przy przerzucaniu ludzi do Anglii. Czy to nasz producent podwiązek i szelek?
Mało prawdopodobne, ale chciałoby się, żeby tak było.
Na koniec Anna BB napisała:
Trzeba było go szukać. Bo możliwe, że nie ma już nikogo, kto by szukał... Jakby się nazywał Złotogórski, to by dzieciaki i prawnuki drzewo genealogiczne zrobiły. Zadowolona jestem z tego poszukiwania, nawet, gdybyśmy nic nie znaleźli...Dla mnie wzruszające było, że parę osób, które dotąd nie widziało się na oczy, z poczucia żalu zamarzyło wspólnie o zawróceniu czasu i ocaleniu pewnego ubogiego żydowskiego rzemieślnika.
Rodzina mojej mamy wielokrotnie zmieniała mieszkania w Warszawie. Gdy mama miała siedem lat, a było to w roku 1922, mieszkała w domu przy ulicy Nowolipki 53. Było to po przeciwnej stronie ulicy, ale zapewne niedaleko adresu Nowolipki 54, pod którym, według waszych ustaleń, działał sklep Chili Goldberga.Widzę ją z długimi czarnymi warkoczami sylabizującą literki g-o-r-s-e-t-o-w-e.
OdpowiedzUsuńBez komentarza zdejmuję kapelusz!
OdpowiedzUsuńP21, to nie było naprzeciwko. Nowolipki 53 to była kamienica narożna przy Smoczej. W getcie, znajdował się tam komisariat policji polskiej III Dzielnicy. Numer 54 był bardziej na zachód, tam, gdzie po wojnie pętla autobusów 100 i 112.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJerzy,
OdpowiedzUsuńpo wojnie na Niwolipkach nie było pętli autobusu 100,to była tylko pętla dla 112.
takie małe sprostowanie....
Pisałem, że blisko i po przeciwnej stronie ulicy, a to przecież nie znaczy, że naprzeciwko. Z planu wynika, że trzeba przejśc od Smoczej ok. 100 metrów. A ciocia, która w 1922 roku miała 16 lat i mogłaby powiedziec czy był tam sklep Chila, zmarła 2 miesiące temu (miała 103 lata). Historia to wczoraj, a co najwyżej przedwczoraj...
OdpowiedzUsuń