Przechowuję jakąś część księgozbioru po Michale. W tomie wspomnień o Gałczyńskim znalazłem kartkę z wypisanym ręcznie cytatem z "Dzienników" Żeromskiego:
Nikogo nie kocham. Ciebie jedną kocham, cudowna rodzinna ziemio. Bądź błogosławiona, stworzona dla Nas, abyś wspierała dusz naszych słabość, abyś powiększała uczuć małość, piękna, dobra, umiłowana karmicielko Ziemio.Niżej Michał już od siebie:
Ciebie jedną kocham cudowna nieodżałowana przeszłości.Pomyślałem: rzeczywiście, ona była siermiężna, twarda, daremna, ale dziś pasuje jedno słowo - nieodżałowana.
W dni targowe jeździłem z Mamą tramwajem z ulicy Solnej (tak się mówiło, choć faktycznie to była już Marchlewskiego, dziś Jana Pawła II) na bazar przy Pańskiej. Stało tam mnóstwo chłopskich wozów wyściełanych słomą, pełnych ziemniaków, kapusty i jabłek.
Pamiętam stukot kopyt i odgłos turlających się po kocich łbach Karmelickiej kół wozu mleczarskiego. To była drewniana buda wypełniona obijającymi się metalowymi bańkami. Nalewali to mleko w sklepie na Dzielnej miarką, zwaną kwaterką.
Z innych niemożliwych dziś rzeczy pamiętam letnie poranki i nieprawdopodobną ciszę, która mąciło tylko zawodzenie wiejskiej baby, snującej się po tym podwórku: jagoody, jagoody, jagoooo... Dokładnie w takim rytmie. I zawsze trzy razy.
Albo ten pan z wąsikiem, w brązowym wytłuszczonym garniturze, który ostrzył noże i nożyczki. Nosił swój warsztat na plecach, XIX-wieczny stolik z ostrzałką napędzaną nogą. Nie nawoływał klientów, lecz stawiał stolik pośrodku podwórka i młoteczkiem uderzał w metalową blaszkę. Tamten dźwięk kowadełka, podobnie jak i odgłos przelatujących nisko wojskowych migów tworzyły wyższą warstwę dźwięków muranowskiej ulicy. Tłem był dziecięcy zgiełk (przedszkole lub żłobek były niemal na każdym muranowskim podwórku) i pisk tramwajów na trasie N-S *.
W niedzielę cisza, tylko szum skrzydeł i gruchanie gołębi, czasem bicie dzwonów kościelnych, a w południe odgłos hejnału z Wieży Mariackiej.
Nadzwyczajnym jednak i rzeczywiście wzruszającym wydarzeniem była orkiestra podwórkowa. Współczesne przekazy przesadzają, to nie był wcale uliczny folklor. Różnili się bardzo od dzisiejszych grajków z Kompanii Piwnej lub ze Szwejka. Nie udawali i w ogóle nie byli szemrani. Pamiętam wysokiego blondyna w długim jasnym prochowcu. Patrzył w górę i śpiewał „Umówiłem się z nią na dziewiąta”. A ja potem nie mogłem umawiać się inaczej.
--------------------------------
Fotografia pochodzi ze zbiorów Biblioteki Kongresu USA. Napisane jest, że rok 1956, myślę, że jakiś jesienny poranek na Bazarze Różyckiego.
* - kolejna potoczna peryfraza, w celu ominięcia nazwiska Marchlewskiego
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńByć może popiersie trafiło do muzeum socrealizmu w Kozłówce. Jeśli nie, to prawdopodobnie poszło na przetop w hucie im. Sendzimira (dawniej Lenina).
OdpowiedzUsuńO ile pamiętam, rzeczywiscie brzydkie popiersie zostało postawione juz po socrealizmie. Ironią historii byłoby, gdyby istotnie poszło do d. Lenina. Towarzysz Marchlewski, który zakładał tu XVII republikę żarliwie traktował nauki wodza rewolucji. I Lenin odwdzięczył mu się żarliwością.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDziękuję za "Nieodżałowaną", bo przypomniałem sobie, że my, chłopaki z Ochoty, jeździlismy na Pańską po buty z czubami,po spodnie z elany. Czasem dostawalismy tam w pierdol od miejscowych, niekiedy zostawało nam coś z zakupów i wracaliśmy wesoło, niosąc flaszki.
OdpowiedzUsuńCiebie jedną kocham cudowna niodżałowana przeszłości . Powtarzam to za Michałem ,człowiekiem ,którego nie znałam. Nie mogę inaczej powiedzieć, czy napisać o tym co przeminęło,nigdy nie wróci a było piękne.Biedne ale szczęśliwe dzieciństwo w kochającej się rodzinie ,cudowna szalona młodość ,wreszcie moja własna rodzina:mąż,dzieci,wnuki .
OdpowiedzUsuńLecz to wszystko zaczyna się kruszyć.Czas mija.
Przeszłość Nieodżałowana jest w nas.
OdpowiedzUsuńTarg,na który jeżdziłam z Babcią do Grodziska miał dla mnie coś z magii.
Poranek,często mglisty,zapach koni,furmanki,makatki i kwiaty.
Mocno musiałam wyprosić ten wyjazd-a bo to wcześnie,a zanim się obudzisz to już będę-myślę,że mojej Babci było wygodniej robić zakupy samej.
Nieraz się zastanawiam ,jak dawała sobie radę sama.
Przywoziła owoce,mięso, pyszną śmietanę.
Często gladiolusy,bo takowe w naszym ogrodzie nie kwitły.Cały ogrom dóbr w licznych kosałkach(bo tak mówiła na swoje pakunki)
Zastanawiam się nad tym ładując kolejne siatki zakupów do bagażniaka ,na bazarze przy placu Szembeka.
To zdjęcie pochodzi z fotoreportażu reportera LOOK Magazine. Ono i pozostałe z tej serii na stronie Biblioteki Kongresu występuje tylko w miniaturce. Gdzie można je zdobyć w tak dużej rozdzielczości?
OdpowiedzUsuń