W młodości w poszukiwaniu własnej drogi często chodzi się po szlakach wytyczonych przez innych. Takie wędrówki mają czasem charakter pastiszu, kiedy indziej kabotyńskiej powagi.
Długi czas (ja na pewno za długi) graliśmy w życiowym teatrze absurdu. Dziś nie jestem pewien czy można winić za to ustrój, że był niepoważny, bo niedawno oglądając „Powiększenie” Antonioniego (realizowane w tamtym czasie) ujrzałem podobne zagubienie i grę pozorów, chociaż w eleganckiej scenerii Londynu.
W liceum często błaznowaliśmy. Kiedyś całą grupą wyskoczyliśmy podczas wielkiej przerwy do budki telefonicznej, która stała na Nowolipiu tuż przy Smoczej i w kilkunastu chłopa wtłoczyliśmy się do środka. Nie wiem, czy były już wtedy rekordy Guinessa, ale to na pewno był to absolutny rekord tamtych zielonych, topornych budek.
Kiedy indziej porwaliśmy ze szkolnej pracowni zajęć technicznych wykonany z grubej sklejki blat ochronny na stół, na którym pokolenia uczniów malowały farbą olejną jakieś metalowe wyroby. Była tej różnokolorowej farby gruba warstwa, a dominował ostry kolor czerwony. Wystawiliśmy to niby-malowidło na murach Barbakanu z inskrypcją "Pomyłka sapera". Pozorowaliśmy i kpiliśmy ze sztuki abstrakcyjnej nie zdając sobie sprawy, że w myśl nadchodzących kryteriów obraz rzeczywiście jest dziełem, podobnie jak i cała nasza akcja.
Dwa lata później w czasie wakacji zarabiałem wystawiając na murach Barbakanu (dokładnie tam, gdzie na zdjęciu wiszą plansze) obrazy Galerii „Art” Związku Polskich Artystów Plastyków. Każdego dnia po zakończonej ekspozycji znosiliśmy je z pracownicą „Art-u”, zielonooką Katarzynką, do Barbakanu, który w tamtych latach był nie użytkowany.
Kiedy wraz z wakacjami skończyła się wystawa, nie zdałem kluczy i jeszcze parę miesięcy byłem w nielegalnym posiadaniu tego cudownego pustostanu. Nie byliśmy chuliganami, raczej młodzieńcami pozującymi na cyganerię. Owszem, piliśmy tam alkohol, ale raczej uroczyście i przy świecach.
Pamiętam, jak 1 sierpnia staliśmy przy okrągłym okienku nad bramą Barbakanu. W niszy paliła się świeca, a Wojtek, który miał znakomity słuch, nucił niskim głosem partię chóru z „Wierszy wojennych” Baczyńskiego z płyty Ewy Demarczyk. Byliśmy wzruszeni.
Między błazeństwem a powagą i wreszcie własną drogą. Prostszą, ale już nie tak kolorową.
wtorek, 26 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A ja znowu nastruj rozbijam.....
OdpowiedzUsuń"Blog bierze udział w konkursie Blog Roku 2009."
A jak mozna zaglosowac ?
Zajrzalam na strone konkursu i widze tam jakies numerki.
Jaki kod cyfrowo-literowy posiada "Slowobraz" ?
Na jaki numer SMS-a wysylac ?
To dopiero sa kluczowe, zyciowe pytania !
Już jest po pierwszym etapie. To rzeczywiście było głosowanie sms-em. Jakoś nie wypadało mi apelować, bo to sztuczna popularność.
OdpowiedzUsuńUsunąłem ten "Blog roku".
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWiem, cały czas byli niechętni, to ci którzy wchodzą i uciekają jak oparzeni. Statystyki licznika pokazują, że stanowią 30% odwiedzających. Pocieszałem się jednak, że drugie tyle odwiedza Słowobraz godzinę i dłużej. Teraz Peatero pisze, że i wśród nich są niechętni. To po co ja piszę? Chciałem budzić uczucia dobre, a nie wzgardę albo złą namiętność.
OdpowiedzUsuńA jak Slowobraz wypadl w tej sztucznej popularnosci ?
OdpowiedzUsuńP.S.
To i ja tez przepraszam za "ortografy", brak ogonkow i innych znakow diakrytycznych - w przeszlosci i na zaś !
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNieodłącznym atrybutem młodości-rzekłabym tej górnej i durnej jest robienie psikusów lub czegoś w tym stylu w celu zwrócenia na siebie uwagi .Kpina ,błazenada, to coś ,co imponuje młodym w kręgu w którym przebywają.
OdpowiedzUsuńDochodzą też pozytywy takie jak :zajmowanie się wystawą i wszystkie prace z nią związane.A potem niewielki przerywnik,czyli krótki okres normalnej młodzieńczej cyganerii .
Wzruszenie wśród Was 1 sierpnia,to doskonały obraz przedstawiający młodego człowieka ,takim jaki jest naprawdę .
Wreszcie każdy poszedł własną drogą.Na niej jest wszystkiego po trosze i błazeństwa i cyganerii i powagi.Cóż takie jest życie .
Ja to uważam za normalną kolej rzeczywistości.
Nie wierz zbytnio danym statystycznym. Ci, którzy wchodzą na krótko na blog, w krańcowym przypadku mogą być największymi fanami - drukują każdy wpis i zamykają przeglądarkę. Mogą również zapisywać do użytku off-line bo mają ograniczony dostęp do sieci. Inni, którzy siedzą godzinę mogą zostawiać otwartą stronę i w tym czasie ucinać sobie drzemkę lub wyskoczyć na jednego do pobliskiego baru. Każdy z nas ma własny sposób przeglądania sieci a statystyka próbuje te nasze zachowania wtłoczyć w standardowe tabelki i zestawienia.
OdpowiedzUsuńOd kilku lat zajmuję się danymi statystycznymi i coraz częściej dochodzę do wniosku, że można opracować raport pasujący do każdej tezy. Ale to już inna bajka.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMożna też zabrać komputer do baru. Uniknie się wtedy zbytecznej bieganiny. Przy dzisiejszym mrozie nie jest to obojętne dla zdrówka!
OdpowiedzUsuńPewnie, Lisku, ja żartuję sobie z tą statystyką. Tak naprawdę warto pisać nawet dla jednej osoby, niektórzy uważają, że warto nawet dla żadnej.
OdpowiedzUsuńPrzećwiczyłem to parę razy. Nic sensownego po alkoholu się nie napisze. Tylko gada się fajnie, bo obie strony obniżają poziom samokrytycyzmu.
W odpowiedzi ABB - nie wiem jak wypadł blog w tej klasyfikacji. Myślę, że nieszczególnie. Kiedy go zgłaszałem, nie przeczytałem dokładnie, że to o sms-y chodzi na początku. To naprawdę głupie.
Panie Peatero, prosimy o adres blogu.
wreszcie kazdy poszedl wlasna droga !
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJeżeli blog Ci się podoba i lubisz posiedzieć i poczytać, wyślij SMS o treści "CHĘTNIE POSIEDZĘ" na numer 997, a jeżeli nie przypadł Ci do gustu, a nawet zniechęcił do poezji jako takiej, wyślij SMS o treśli "OPARZONY" na numer 998.
OdpowiedzUsuńWe wrześniu 1967 roku miałem zaliczony pierwszy rok Psychologii i bezmiar czasu aż do października, więc siedziałem na podwórkowej ławie i piłem z chłopakami alpagi.
OdpowiedzUsuńKiedy dostałem cynk od fumfli poetów, pojechałem na Barbakan. Świeciło jeszcze popołudniowe słońce. Przyszedłem pierwszy. Przybiliśmy z Jurkiem piątkę. Szeptem cinkciarza kazał mi poczekać. Pokręcił się dla niepoznaki, a potem jak złodziej otwierający samochód, przywarł nagle do drewnianych wrot w obronnym, ceglanym murze.
Ze sprytem cwaniaka wślizgnąłem się za nim w mrok. Po drewnianych schodach na górę. Dalej korytarzem, jak na strychu. Stanęliśmy przy, strzelniczym oknie i obcinaliśmy tych, co szli na dole.
Jerzy zapalił jakiś ogarek na gzymsie we wnętrzu gotyckiej ściany. Ze Sportem w zaciśniętych ustach nachyliłem się nad filującym płomieniem, żeby porzypalić. Wskazał na wtopioną w cień ostrego łuku martwą naturę - wąską flaszkę i pękatą, kryształową szklankę, pewnie zajumaną gdzieś z saturatora. Pokręciłem głową.
- Nie, ja prosto z gwinta!
Odchyliłem się, jak trębacz. I zaraz oddałem mu flaszkę, sprawdzając pod swiatło, czy nie przeciągnąłem. Coś mi tylko nie pasowało, smak wina był jakiś lepszy.
Gdy wymknęliśmy się stamtąd, chłopaki już czekali. Musiał wprowadzić następnych. Wieczorem wszyscy wylegliśmy na ławki pod staromiejskim murem. Oczywiście Sznajder, Łukaszewicz, Tomaszkiewicz, ale też ściągnięty przez telefon Zaleski. Tomka Wacha tylko nie było, miałem w kieszeni jego list.
Nie mogłem się wciąć do rozmowy, bo nawijali o Gałczyńskim, a ja niewiele czytałem. Pamitęłem trochę "Niobe", bo jeździłem ze starym do Nieborowa, ale nie wiedziałem, jak o tym gadać.
Właściwie było tak, jak pisze pan Kowarski z tą drobną poprawką, że mieliśmy się (niesłusznie) za arystokratów ducha i nie używaliśmy gwary więziennej oraz że w tamtym czasie Gałczyński już był za nami, a fascynowaliśmy się Grochowiakiem.
OdpowiedzUsuńPeatero pisze o niechętnych czytelnikach.Skąd taki wniosek? Czasem wpadam na blog na krótko, czasem na dłużej, wracam do tego co było, bo jakaś myśl, spostrzeżenie zostawia ślad.
OdpowiedzUsuńFrustracja? Raczej refleksja nie zawsze zapisana jako komentarz a zatrzymana w sobie.
Pozdrowienia dla Jerzego i Czytelników, także tych niechętnych, jeżeli i tacy są.
mt
Niełatwo dziś o wiernego czytelnika, przeto ogłaszamy, że miłujemy jednako wszystkich, a białogłowy zwłaszcza.
OdpowiedzUsuńRóżne refleksje mnie nachodziły dzisiaj podczas czytania tego co napisał Jerzy, a także komentarzy współczytelników.
OdpowiedzUsuńBardzo chciałam napisać o budkach telefonicznych, bo różne jak się okazuje są ich przeznaczenia, ja pamiętam szególnie jedną, z której jako sześciolatka dzwoniłam po pogotowie dla Taty.
Chciałam też, nawiązując do statystyk, sympatii i niechęci blogowych, uśmiechnąć się szeroko. Let it be.
I chciałam wszystkich bardzo serdecznie pozdrowić i zapytać, (hi hi) czy macie może jakiegoś specjalistę od pieców gazowych, bo mój się właśnie zepsuł i jest zimno!
Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy,
bo lubię tu być z Wami.
Krótko mówiąc ,ktoś nam tu nadymił.
OdpowiedzUsuńNapisałam w wypowiedzi powyżej szczerą prawdę,że na każdej drodze życia jest po trochu błazeństwa,cyganerii i powagi .
A ja myślę, że nic się nie stało. Szukajmy sensacji w tabloidach.
OdpowiedzUsuń