Ośrodek Karta i GW opublikowały co smaczniejsze fragmenty wyjęte z tej olbrzymiej korespondencji. Przytaczam trzy wpisy, z lat 1983-84. Poruszająca jest zwłaszcza historia druga, w której odpowiedź kierowniczki z talentem oddaje tragizm i komizm tamtych czasów. Właściwie to "Miś" niewiele przesadził.
Klient: Zamiast 3 kg cukru ekspedientka sprzedała mi 3 kg mrówek faraona. - (podpis nieczytelny)
Kierowniczka: Klient był w stanie nietrzeźwym.
-----------------------
Klientka: Nie chciano mi sprzedać szampana, choć pijanemu jegomościowi sprzedano w tym czasie wino. Dlaczego? Bożena.Z.
Kierowniczka: Zacznę od początku. O godzinie 14 przywieziono do naszego sklepu cukier, który miał być sprzedawany bez kartek. Wieść szybko rozeszła się po mieście i spowodowała szturm. Do godziny 18 sprzedaliśmy 4 tony. Na moich oczach rozgrywała się prawdziwa bitwa. Jednocześnie musiałam policzyć utarg. W tym kotle wywiesiłam kartkę jakąkolwiek, nie patrząc nawet, co tam napisane, że przerwa albo remanent, i uciekłam na tyły na zaplecze. Była godzina 18:50, kiedy do mojego pokoju wszedł pijany olbrzym. Domagał się wina. Nie targowałam się, bo na biurku miałam rozłożone 13 milionów. Podałam mu butelkę. Zobaczyła to klientka, której obsłużyć już nie mogłam, i wpisała się.
-----------------------
Klient: Zakupiłem napój Orsi i w smaku poczułem, że był sfermentowany. Data produkcji na etykiecie wskazywała wrzesień, a więc trzy miesiące temu! Przy trwałości 8 dni! Jednak kierowniczka i ekspedientka stwierdziły, że jeśli napój mi nie smakuje, to widocznie nie chciało mi się pić. Uprzejmie proszę o pilną odpowiedź, abym mógł ją umieścić w najbliższym numerze prasy konsumenckiej. - Stanisław Sz.
Kierowniczka: Wydaje mi się, że klientowi po prostu nie odpowiada smakowo napój Orsi. a co do daty ważności - producent nie etykietuje butelek na bieżąco, gdyż ma trudności z etykietami, i daje stare, ze starą datą, choć napój jest świeży. Klient nie pozwolił sobie tego wytłumaczyć, zaczynając od słów "pani psi obowiązek", i złośliwie się wpisał.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńkojarzy się z Kabaretem Dudek - Książka życzeń
OdpowiedzUsuńa ta książka nazywała się "Książka życzeń i zażaleń" i był to po prostu zeszyt zwykle w kratkę i przewiązany sznurkiem z pętelką,za którą to pętelkę owa książka wieszana była w sklepie w bardzo widocznym i łatwo dostępnym miejscu.Była wielkim postrachem dla personelu sklepu.
OdpowiedzUsuńKapitalne jest pierwsze zdanie wpisu. Od takiego zdania można by rozpocząć książkę o tamtych czasach, dla tych, co byli wtedy zawiniątkiem w wózeczku i nie zdawali sobie sprawy z całego tragikomizmu. (Chociaż "rynku" to późniejszy dodatek.)
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=ZzivIBKepP4
OdpowiedzUsuńKsiążka Życzeń i Zażaleń
Kojarzy się nieodmiennie z tym skeczem.
Tak jak kiedyś nie czytano tego co pisał rozżalony klient,tak teraz wyuczony na pamięć konsultant nie zawsze "mówi ze zrozumieniem".
Wystarczy przerwać słowotok w biurze obsługi czegoś tam i zadać pytanie dodatkowe .