To olbrzymia strata dla poezji. Zmarł Krzysztof Kolberger, niezrównany Interpretator.
Aktorzy często niedobrze czytają wiersze. Udają namysł, stawiają fałszywe akcenty logiczne i epatują głosem. Kolbergera słuchałbym zawsze. Jako jedyny potrafił czytać jakby wiersz napisał. Naturalnie, bez emfazy, mądrze.
Andrzej Wajda docenił Jego kunszt, powierzając Mu narrację i rolę Mickiewicza w "Panu Tadeuszu". Zobaczmy ostatni, bodaj najlepszy, akt filmu i posłuchajmy Aktora: koncertu Jankiela, poloneza (muzyka Kilara to najdoskonalszy polonez w dziejach) i fragmentu Inwokacji, która tu jest smutnym wygnańczym epilogiem.
piątek, 7 stycznia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
"Strofy dla Ciebie" - wiersze czytane przez Krzysztofa Kolbergera od 1978 roku w radiowej audycji "Lata z radiem" nie tylko wzruszały.
OdpowiedzUsuńOdkrywały poezję.
Cała zapyziała socrealizmem Polska była zauroczona poezją. W 1999 roku wyszła płyta z najpiękniejszymi wierszami o miłości.
Utworami, które pozwalają wierzyć, że miłość przezwycięża śmierć.
W jednej z audycji ten najlepszy Interpretator wspomniał o liście otrzymanym od chorej dziewczynki, która dziękowała mu za to, że może się przenieść w inną przestrzeń.
On sam z tymi, którzy teraz Go wspominają mówią, że wiersze dawały mu siłę w walce z chorobą.
"Walc" Cz. Miłosza wymieniał jako ulubiony.
Już lustra dźwięk walca powoli obraca
I świecznik kołując odpływa w głąb sal.
I patrz: sto świeczników we mgłach się zatacza,
Sto luster odbija snujący się bal.
I pyły różowe jak płatki jabłoni,
I skry, słoneczniki chwiejących się trąb.
Rozpięte szeroko jak krzyże w agonii
Szkło ramion, czerń ramion, biel ramion i rąk.
I krążą w zmrużone swe oczy wpatrzeni,
A jedwab szeleści o nagość, ach cyt...
I pióra, i perły w huczącej przestrzeni,
I szepty, wołanie, i zawrót i rytm.
Rok dziewięćset dziesięć. Już biją zegary,
Lat cicho w klepsydrach przesącza się piach.
Aż przyjdzie czas gniewu, dopełnią się miary
I krzakiem ognistym śmierć stanie we drzwiach.
A gdzieś tam daleko poeta się rodzi.
Nie dla nich, nie dla nich napisze ich pieśń.
Do chat drogą mleczną noc letnia podchodzi
I psami w olszynach zanosi się wieś
Choć nie ma go jeszcze i gdzieś kiedyś będzie,
Ty, piękna, nie wiedząc kołyszesz się z nim.
I będziesz tak tańczyć na zawsze w legendzie,
W ból wojen wplątana, w trzask bitew i dym.
Stań tutaj przy oknie i uchyl zasłony,
W olśnieniu, widzeniu, na obcy spójrz świat.
Walc pełznie tu, liśćmi złotymi stłumiony
I w szyby zamiecią zimowy dmie wiatr.
Lodowe pole w blasku żółtej zorzy
W nagle rozdartej nocy się otworzy
Tłumy biegnące wśród śmiertelnej wrzawy,
Której nie słyszysz, odgadujesz z ust.
Do granic nieba sięgające pole
Wre morderstwami, krew śniegi rumieni,
Na ciała skrzepłe w spokoju kamieni
Dymiące słońce rzuca ranny kurz.
Jest rzeka na wpół lodami przykryta
I niewolnicze na brzegach pochody,
Nad siną chmurą, ponad czarne wody
W czerwonym słońcu, błysk bata.
Tam, w tym pochodzie, w milczącym szeregu,
Patrz, to twój syn. Policzek przecięty,
Krwawi. On idzie, małpio uśmiechnięty,
Krzycz! W niewolnictwie szczęśliwy.
Rozumiesz. Jest taka cierpienia granica,
Za którą się uśmiech pogodny zaczyna,
I mija tak człowiek, i już zapomina,
O co miał walczyć i po co.
Jest takie olśnienie w bydlęcym spokoju,
Gdy patrzy na chmury i gwiazdy, i zorze,
Choć inni umarli, on umrzeć nie może
I wtedy powoli umiera.
Zapomnij. Nic nie ma prócz jasnej tej sali
I walca, i kwiatów, i świateł, i ech.
Świeczników sto w lustrach kołysząc się pali,
I oczy, i usta, i wrzawa, i śmiech.
Naprawdę po ciebie nie sięga dłoń żadna,
Przed lustrem, na palcach unosząc się, stań.
Na dworze jutrzenka i gwiazda poranna,
I dzwonią wesoło dzwoneczki u sań.
1942, Warszawa Cz. Miłosz, Walc
gm
Dziękuję Ci Jerzy
OdpowiedzUsuńjkostynowicz