czwartek, 14 kwietnia 2011

Złota trąbka serca

Plakat, Henryk Tomaszewski Jazz Jamboree 71
Dziś nie do pomyślenia jest tak żyć tylko jedną sprawą. To znaczy żyć normalnie, jeść i spać (niewiele), czytać, jeździć w zatłoczonym autobusie na zajęcia, raz w tygodniu na wojsko, ale w chwilach wolnych tylko o niej. O poezji.

Przy czym żadne tam rozpoetyzowane wertery. Każdy chłop na schwał, co i napić się potrafi i w ogóle. Bo lubiliśmy życie. Przez to nieraz brakowało pieniędzy. Kiedyś w chwili przepychu wyrzuciliśmy na parapet okienny zeschniętą bułkę. Jakoś nie zjadły jej ptaki, a nam po paru dniach zajrzała w oczy bieda i wróciła bułka na stół.

Innym razem po kieszeniach zimowych płaszczy i starych spodni uzbieraliśmy cudowne 4 złote 60 groszy. Dokładnie tyle kosztowała porcja pierogów w barze mlecznym na Ligocie. Ta porcja stała się nagrodą w zamkniętym konkursie poetyckim na jej właśnie temat. Zwyciężył epigramat:
Pierogi ruskie piękniejsze nad śmierć.
Siadaliśmy ze Stasiem naprzeciw siebie, każdy na swoim tapczanie, a tam w skrzyni na pościel były książki. Gadaliśmy godzinami, co chwila któryś wstawał, otwierał skrzynię, wydobywał tomik i czytał.

Co nas łączyło, dlaczego się tak rozumieliśmy? Język. Nie musiał być wytworny, lecz taki, gdzie słowo i drugie słowo daje słowo inne. I zrozumie je ten, którego nie znałeś wcześniej. On się z tym urodził i tak jak ty umie nazywać.

Przepłynęły przeze mnie lata. Już nie jestem tak głodny życia ani ludzi. Nie trzeba już mi wywąchiwania jak pies tych, którzy są z mojego świata. I tylko ta tęsknota, ta złota trąbka serca...

To było dokładnie 40 lat temu. Pamiętam tę noc kiedy Staś uniósł wieko tapczanowej biblioteki, sięgnął po Grochowiaka i przeczytał wiersz. On nazwał wszystkie nasze pryszczate pragnienia, żeby zmysły poczuły to mocne zawianie suknią na udręczony poezją pysk.
Tęsknota za świeżością
I bywa taka także - taka także historia
Ona w chwilach zwątpienia,
W porę grzmotu wyobraźni...
Ja sam
Sam w tej norze, gdzie wszystko przepoczwarzone
Serca w małe motocykle,
Uszy w małe aerodromy,
Domy w maszyny pełne śpiewającego mięsa.
I wówczas ta tęsknota -
Ta złota trąbka serca:
Żeby ktoś wszedł, kwiaty rzucił,
Żeby ktoś wpadł, wodę podał,
Żeby ktoś wniósł pachnące potem ciało
Z małym deszczem na włoskach pod pachami.
Żeby ktoś tak suknią mocno zawiał
Na udręczony poezją
Aksamitny pysk.
 Stanisław Grochowiak, z tomiku Menuet z pogrzebaczem (1958)
  

14 komentarzy:

  1. Uciekłeś ze stolicy przed poezją, to dopadła Cię w Cieszynie.

    A w tym samym czasie, w stołówce na Krakowskim Przedmieściu, zachwycalismy się z Jerzym Tomaszkiewiczem "Introdukcją" Staszka Grochowiaka.


    Nie cały minę Choć zostanie owo
    Kochanie ziemi w bajorku i w oście
    I przeświadczenie, że śledź bywa w poście
    Zarówno piękny jak pod jesień owoc

    Bo kochać umiem kobietę i z rana
    Gdy leży cicha z odklejoną rzęsą
    A jak jest moja to jest całowana
    W puder i w słońce W zachwyt i w mięso

    Tak mnie ugadzam bo nie tylko z niebem
    Ale z odbiciem nieba w całej nafcie
    A teraz weźcie teraz wy potrafcie
    Tyle zachwytu połączyć z pogrzebem

    Słabi powiedzą tyle, że to smutno
    Mężni że słabych zatrzymuję w drodze
    A ja zbierałem tylko te owoce
    Co – że są krwawe – zbiera się przez płótno.

    Stanisław Grochowiak z tomu "Rozbieranie do snu"

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszytko to prawda, złapała mnie w Cieszynie i trzymała też w Katowicach. Po Cieszynie studiowałem dwa lata na Uniwersytecie Śląskim i o tamtych czasach ta opowieść.

    OdpowiedzUsuń
  3. Grochowiaka kochać i głodować nie sztuka. Trudniej pojeść i przymusić się do Mirona.
    Wy z Michałem, Wojtkiem i Piotrkiem naprawdę lubiliście poezję. Więc jak Mirek Sz. kupił „Było i było”, boczyliście się na nas,że jaja sobie robimy.

    Tymczasem my na Boernerowie przyswajaliśmy go na siłę. Razem z Ewą i Janką w ogrodzie, odgrywaliśmy scenkę, jak Baśkę krowa bodła.
    Raz ja grałem krowę, raz Mirek, a one na zmianę Baśkę na leżaku. Gdybyś nie wyjechał, też mógłbyś być krową.

    jk

    BODŁA

    Leżymy. Z Baśką . . . Ową.
    Pod leszczynami przy drodze,
    tyle, że z naszej strony.
    - Krowa? Myslisz, że mnie nie
    bodła? Bodła. Jeszcze jak
    bodła.
    Od drogi słychać
    - Bee . . . bee. . .
    Baśka na leżaku się po -
    prawia. Szlafrok. Ale nic.
    - Bodła.
    Znów
    - Bee.
    Baska się wierci.
    Ja:
    - E. . . bodła?
    Baśka:
    - Bodła - ale nie to, że u -
    stępuje, a to że na dro -
    dze za płotem ta bee -
    krowa sam wyszła, że to
    Głupia Zośka. Na jaw. I już
    po ludzku, nie krowiemu:
    - Bodła cie Baśka? Bodła
    cie? Bodła?
    Baśka się wachluje chu-
    steczką:
    - Bydła.
    A ta:
    - Bodła? Bodła?
    Ja na to:
    - Bodła.
    - Bodła?
    Baśka już leży i nic.
    - Bodła? Baśka? Bodła?
    To ja już nic Też. A ta :
    - Bodła? Bodła?
    I długo tak było. I by
    było. Aleśmy złożyli le -
    żaki. A i tak było i było.

    Miron Białoszewski, z tomu "Było i było

    OdpowiedzUsuń
  4. A na Rynku w Sandomierzu biją brawo,
    krzyczą bis -
    dla tej krowy chiba?
    O północy.
    gm

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. No właśnie, dlaczego my ani Muuu ani Meee, tylko Beee?

    Czy za poetą mylne wzruszenia, czy też byliśmy namuzowani?


    Namuzowanie

    Muzo
    Natchniuzo
    tak
    ci
    końcówkuję
    z niepisaniowości

    natreść
    mi
    osci
    i
    uzo

    Miron Białoszewski, z tomu "Mylne wzruszenia".

    OdpowiedzUsuń
  7. Nigdy nie wiadomo jak przecieknie wątek. Tęskny hejnał młodości przeszedł w przewlekłe muczenie. Podobają mi się bardzo sztubackie żarty sześćdziesięcioletniego Kowarskiego z krową, ale z drugiej strony żal mi jego młodego, że poetycką edukację sentymentalną, zaczynał tam, gdzie inni kończą. Poezja linwistyczna kpiła z języka. Dziwna to droga: od kpiny do miłości.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wnikliwa uwaga, bo gdy ją uogólnić, będzie przestrogą przed odwracaniem artystycznej drogi. Zawsze lepiej od konwencji do buntu,
    a nie odwrotnie.

    Kowarskiego ojciec zaczynał od rzetelnego portretowego realizmu, więc mógł skończyć na ekspresyjnej abstrakcji. Droga syna odmienna brała się z niedochowania i nieuctwa.

    Młodość w Peerelu była różna, kiedy jedni chodzili na lekcje fortepianu, to drudzy się bodli.

    Janusz Kostynowicz

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Szlachetna i mądra jest interpretacja pana Peatero, ale przyszło mi do głowy, że różnice mogą mieć tło biologiczne. Kowarski i Mirek Sz. byli, jak wynika z opisu, młodymi żonkosiami. Wystarczyło poczytać Białoszewskiego przez okulary Freuda i już radości co nie miara.

    My, parę lat młodsi, spętani niespełnieniem, sublimowaliśmy nieco. Do czasu, ma się rozumieć.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. Może nie poezja, ale sklonność do poetyzowania, uwznioślenia, wiąże się ze wzmożonym działaniem hormonów (podobno każdy napisał w życiu przynajmniej jeden wiersz). Potem na szczęście mija. Niekiedy jednak trwa jako przewlekła chęć nazywania świata. Przeważnie daremna chęć.

    OdpowiedzUsuń
  13. "Liryka jako funkcja biologicznego niespełnienia ?"
    Oczywiscie ! Przeciez "trzeba dziewicy, ktora wie, kiedy poecie powiedziec nie"

    http://www.poezja-spiewana.pl/index.php?str=lf&no=3574

    OdpowiedzUsuń
  14. I dziewice wiedziały i żony, a my nadal jeno bodli.
    jk

    OdpowiedzUsuń

 
blogi