piątek, 20 maja 2011

Piecuszek

Z nazwy leniwy, z usposobienia w żadnym razie, bo wyśpiewuje od wczesnego ranka do wieczora. Fraza bliższa jest muzyce współczesnej niż Beethovenowi: niełatwa i nieforemna. Trwa niespełna dwie sekundy, potem pięć przerwy i znów. Bierze ją wysoko, bo siada na najwyższej gałązce i niczym trębacz mariacki, albo raczej przemawiający premier Blair, ze swadą za każdym razem zwraca się w inną stronę i do innego słuchacza.

Od dwóch dni tak śpiewa z przejęciem i jest w tym tyle nadziei, że ja - głupi - znów się martwię: może śpiewa daremnie? może tej radości, którą tak słodko i żarliwie obiecuje, nie podzieli z nikim, bo może nie znajdzie? może tu nie ma Jej?

Przypomniał mi wiersz, jedno z zauroczeń mojej młodości. Byłem wtedy jak on, bo tyle miałem wiary w przyszłe życie:
Nie było lata. Wprost z ogrodów wiosny,
Zarówno wątłych, jak już jędrnych pychą,
Tyle nadziei niosących, co ptak
Śliny miłosnej w gardziołku uniesie -
Wprost z tych ogrodów, ledwo tkniętych szpadlem
Obcasem dziewki po przelotnym deszczu,
Paluszkiem chłopca, który kładł ten odcisk
Dla zaznaczenia swojej przyszłej ścieżki -
Wprost z tych ogrodów, gdzie stawiałem kosze,
Wynoszę wiadra ściętych szronem liści...
Stanisław Grochowiak *** (Nie było lata...), fragment 

2 komentarze:

  1. Bez przekonania wszedłem w Słowobraz, bo ledwie co zmienił się post i niczego nie obiecywał. Jęknąłem tylko gdy zobaczyłem nowy -O kurna, znowu ptaszek.

    Kilka pierwszych zdań przekonało mnie jednak, że to nie będzie ornitologia. Powoli otwierała się liryczna furtka!

    A potem:
    "Nie było lata. Wprost z ogrodów wiosny,
    Zarówno wątłych, jak już jędrnych pychą,".

    Stanęły mi łzy w oczach i dokończyłem:
    "Burns to powiedział - i pozbierał wiosła,
    I wyszedł w zamieć, jakby wchodził w kościół.
    To, co zostało w karczmie po nim, było
    Wieżą woskową, stryczkiem z knota, gwiazdą
    Ponad wysmukłą ruiną psiej głowy,
    Kobiecą dłonią z rozchylonym wnętrzem...
    Nie było lata"

    I wtedy pomyślałem o Chłopakach, że Jerzy Te i Mirek Es, Marian Ka i Tomek Wu, Krzysiek Zet i Piotrek Pe, Ty i ja, a nawet Michał, że my wszyscy jesteśmy z tego plemienia wymarłej poezji.

    Jeśli po naszej śmierci zechcecie nas przywołać ostatni raz, nie obracajcie talerzyka na okrągłym stoliku, wyrecytujcie tylko wyraźnie:
    "Nie było lata. Jesień szła od wiosny
    Jak ziąb - od wody, jak od dzwonu kręgi."

    W imię Grochowiaka przeciśniemy się do Was, przedrzemy...

    Janusz Kostynowicz

    OdpowiedzUsuń
  2. Seans spirytystyczny z przywołaniem Grochowiaka w dniu 4 czerwca? - To miałoby sens!

    OdpowiedzUsuń

 
blogi