Autor nieznany, Zachód słońca nad Amazonką (1920-30), ze zbiorów Biblioteki Kongresu Stanów Zjednoczonych
Był Bouszek, ja i Jerzy – kochany, liryczny, dowcipny. Jacht należał do Bouszka. Już nie pamiętam dlaczego nie płynęliśmy na żaglach, chyba maszt był złamany. Załadowaliśmy prowiant i paliwo, bo mieliśmy parę dni iść na silniku w górę rzeki.
Przed tygodniem Bouszkowi urodził się syn Aleksander i świętowaliśmy cały ten dzień, radośnie kręcąc się po rozlewisku. Dopiero o zmierzchu dotarliśmy do ostatniej miejscowości, za którą było już tylko ujście dwóch rzek. Mieliśmy wpłynąć w prawą, bardziej leniwą, piaszczystą i dziką. Lewa była eksploatowana i można tam było spotkać pchacze z barkami.
Po wyjściu z tawerny wzruszony Bouszek machnął tylko, w którym kierunku trzeba nam płynąć i zapadł w sen.
Płynęliśmy niemal bezgłośnie, w świetle księżyca i po gładkiej wodzie. Biały pokład gęsto obsiadły jasne ćmy i gadałem z Jerzym o życiu. Miał go przed sobą dziesięć lat tylko.
1977
dobrze miał w czubie nawigator
skinął na tawernę
ruszyła ku nam
senna kelnerka
kwaśne piwo
zagryzaliśmy
przypaloną kiełbasą
- My tu jeszcze wrócimy.
- Wy nigdy nie wracacie.
o zmroku nuciliśmy
They never come back
rzeczywiście
już nigdy
nie byliśmy
w Zegrzynku
Moonlight
OdpowiedzUsuń- - -
MissGaja
Aleksander - kilkunastodniowy dzidziuś w dniach naszego rejsu - jest dzisiaj lekarzem specjalistą, a w okresie równoletnim naszemu ówczesnemu wiekowi, w internecie był znany jako recenzent-wielbiciel zjawiskowej Marizy.
OdpowiedzUsuńBouszek
Kim był Jerzy?
OdpowiedzUsuńJerzy Kalinowski był naszym przyjacielem z Poznania, prawnik, pracownik naukowy UAM. Miał niezwykły urok, inteligencję i serce. Mimo że minęło dwadzieścia parę lat, nikt z tych, którzy go znali bliżej, nie może odżałować jego odejścia.
OdpowiedzUsuńUrodził się w 1950 roku, dnia 15 czerwca, w tym samym dniu czerwca, co mój syn. Owa zbieżność dat stała się dla mnie wyzwaniem troszkę przekraczającym moje możliwości - bo w tawernie on wznosił toasty za Aleksandra, a ja podwójnie - za Aleksandra i za niego. Pochodził z poznańskiego, jak cała rodzina mojego taty.
OdpowiedzUsuńBouszek
Ostatnio więcej było o miłości.
OdpowiedzUsuń"Podróż w górę rzeki" i te komentarze, to piękne strony o przyjaźni.
jk
Do Sonaty księżycowej mam bardzo ciepłe uczucia - od roku 1960 mam ją na taśmie w całkowicie amatorskim nagraniu i w całkowicie amatorskim wykonaniu mojej mamy. Oczywiście jest najpiękniejsze. Prawdziwym znawcą i wielbicielem muzyki klasycznej (szczególnie opery) jest mój syn, Aleksander. Ale i on portugalskie fado, jako muzykę uczuć, stawia na pierwszym miejscu. Wiele z posiadanych przez niego nagrań przesłuchałem, a w Internecie odnalazłem prawdziwą perłę (oczywiście śpiewa Mariza, ale proszę zwrócić uwagę na temperaturę uczuć lizbońskiej widowni - w pewnym momencie Mariza odwraca się i płacze). Wczaraj byłem na filmie Saury "Flamenco, flamenco" (pierwszy jego film o tej muzyce miał tytuł "Flamenco"), a dwa lata temu widziała jego fim "Fado". Wszystkie trzy filmy, jakby powiedział mój syn, to lektura obowiązkowa!
OdpowiedzUsuńBouszek
Słowa nie zawsze są konieczne. Nie wszystko trzeba mówić do końca. Czasem warto pomilczeć i płynąć w świetle księżyca w górę rzeki wspomnień.
OdpowiedzUsuńW przyjaźni trwać,
OdpowiedzUsuńmilczeć o niej
i za nią płacić.
jk
W srebrnym świetle księżyca strumyk był rzeką, a my admirałami zwycięskich flotylli.
OdpowiedzUsuńP.S.
Przepraszam za literówki - jako były redaktor bardzo nad nimi boleję.
Bouszko