Roman Kramsztyk, Portret poety Jana Lechonia, 1919, olej na płótnie, Muzeum Narodowe, Warszawa
Być może to najświetniejszy w dziejach czas dla polskiej poezji. Nareszcie wolny kraj i tylko jeden język - polski. 29 listopada 1918 r., czyli osiemnastego dnia niepodległości w kawiarni „Pod Pikadorem” (Nowy Świat 57), grupa młodych ludzi czytała swoje wiersze. Nieprawdopodobne, ale przez prawie pół roku te występy w Pikadorze dawały im utrzymanie.
Najmłodszym z nich był Lechoń. Wtedy uchodził za najbardziej utalentowanego: miał niezwykłą poetycką intuicję oraz słuch absolutny na metaforę i metrum.
I szumiały Muz skrzydła w małej kawiarence,Miłosz pisał, że w jego wierszach „można zawsze wyczuć ucho nastrojone na trzynastozgłoskowiec Pana Tadeusza.”
Gdy Lechoń kartkę z wierszem w drżącej trzymał ręce.
Antoni Słonimski, Popiół i wiatr
Może właśnie ten narzucony sobie rygor klasyczności spowodował, że tak szybko usechł poetycki bluszcz. Wiersze, które kiedyś zachwycały tłumy, nam - dzisiejszym - wydają się staroświeckie i nieco przymuszone.
Pobłyskują jednak wśród suszu nieśmiertelne frazy. Kto wie, czy proces rodzenia się wiersza nie polegał na tym, że najpierw przyśniła mu się taka fraza (śnił – pisał o tym w dzienniku – bardzo wyraziście), a potem opisywał wokół niej cały wiersz?
Najbardziej znana, bo szkolna, to ta o wiośnie jako radosnym znaku normalności, która jest w opozycji do natrętnej martyrologii (tyle lat minęło, a my wciąż oczekujemy tej zwyczajnej wiosny):
Ja nie chcę nic innego, niech jeno mi płaczeJakby na przekór tej sztandarowej deklaracji ostały się złote słowa wzięte z bardzo sugestywnej u Lechonia liryki patriotycznej. Na przykład z dynamicznego opisu bitwy Legionów pod Kostiuchnówką zapamięta się na zawsze:
Jesiennych wiatrów gędźba w półnagich badylach;
A latem niech się słońce przegląda w motylach,
A wiosną - niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę*.
Herostates
To major Brzoza kartaczami w moskiewskie pułki waliWspomnianego listopadowego wieczoru „Pod Pikadorem” Lechoń czytał wiersz pt. „Mochnacki”. Mimo dramatycznego zakończenia koncertu Maurycego Mochnackiego, w mojej pamięci poetyckiej wciąż brzmi fraza o mundurach na galerii:
Polonez artyleryski
Mochnacki jak trup blady siadł przy klawikordzieI podobnie z Piłsudskiego niejednoznaczna, ale piękna fraza ostatnia (korespondent, jak i Lechoń jest admiratorem Marszałka).
I z wolna jął próbować akord po akordzie.
Już ściany pełnej sali w żółtym toną blasku,
A tam w kącie kirasjer w wyzłacanym kasku,
A tu bliżej woń perfum, dam strojonych sznury,
A wyżej na galerii - milcz serce! - mundury.
Mochnacki
A ranek, mroźny ranek sypie w oczy świtem.I jeszcze raz element munduru (czy ten mój zachwyt nie wynika z osobistego, bo rodzinnego sentymentu?):
A konie? Konie walą o ziemię kopytem
Konnica ma rabaty pełne galanterii
Lansjery-bohatery! Czołem kawalerii!
Hej, kwiaty na armaty! Żołnierzom do dłoni!
Katedra oszalała! Ze wszystkich sił dzwoni.
Księża idą z katedry w czerwieni i złocie.
Białe kwiaty padają pod stopy piechocie.
Szeregi za szeregiem! Sztandary! Sztandary!
...................................................................
A on mówić nie może! Mundur na nim szary.
Piłsudski
Mową twardą i prostą, chropowatą mową,Mundur, mundurem, ale i tak najważniejsza jest M. To chyba najbardziej znany wiersz Lechonia:
Mówili doń Polacy i cicho płakali,
Nakryli go ojczyzną, jak czapką wojskową,
A później się rozeszli i bili się dalej!
Na śmierć Conrada
Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczy główną,I na koniec najbliższa mi fraza z najwcześniej przeczytanego jego wiersza. O spotkniu z Dantem. I choć zupełnie inne miał rozterki Dante, zupełnie inne Lechoń, tęknota do Beatrycze łączy mnie z nimi. Na zawsze.
Powiem ci: śmierć i miłość - obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej - modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.
[Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczy główną...]
On to rzekł, czy rzekł księżyc, czy woda to rzekła.---------------------------------------------------
Padłem, głowę ukrywszy rękami obiema:
"Nie ma nieba ni ziemi, otchłani ni piekła,
Jest tylko Beatrycze. I właśnie jej nie ma".
Spotkanie
* - pogrubienie czcionki jest tylko moim zabiegiem i ma na celu wskazanie fraz, o których piszę.