poniedziałek, 27 lutego 2012

Romantyczne medium

Kolejny eksponat muzeum rzeczy kiedyś użytecznych. Żadnej tandety: najszlachetniejsze tworzywo sztuczne, którego nazwa bierze się od hebanu - ebonit, przewody w osnowie z połyskliwej, czarnej tkaniny, a przede wszystkim odgłos dzwonka, co nie pochodzi z pliku, lecz z uderzania młoteczka o prawdziwy metal.

Wzór z lat 60. łączy urzędową powagę z marzeniami (posiadanie telefonu było w PRL marzeniem milionów), bo pryncypialną kanciastość łagodzą przyjazne zaokrąglenia.

Żadnej tandety i żadnego pośpiechu – wolno powracająca tarcza numerowa i wiecznie zajęty numer dziewczęcego akademika na Karolkowej. Było to bardzo romantyczne medium.

4 komentarze:

  1. Aparat telefoniczny z naszych czasów od razu zobaczyłem w ręku Zbyszka Cybulskiego grającego Sammego Lee. Poniżej fragment wspomnień o nim Daniela Olbrychskiego:
    “Cybulski zginął 7 stycznia. [...]
    Dopiero gdy zginął, wszyscy zrozumieli, co się stało. Gdyby Zbyszek widział własny pogrzeb – a wierzę, że widział – to pewnie byłby szczęśliwy. Bo ludzie naprawdę go opłakiwali.
    Wsiadłem do taksówki, a tu szofer: – Jezu, patrz pan, Zbyszek Cybulski nie żyje. – Drugi: – Co się stało z tym naszym Zbyszkiem... – A trzeci tylko: – Zbyszek... – Płakał.
    Tak przez cały tydzień.
    15 stycznia, zbliża się piąta po południu. Przypominam sobie, że właśnie teraz mieliśmy się spotkać. Wracam z treningu, w mieszkaniu zapalam wszystkie światła, żebym nie był sam. Idę do łazienki wziąć prysznic.
    Dokładnie o piątej przez szum lecącej wody słyszę: – Cześć, starenia, to ja. Jak to, ja zawsze dotrzymuję słowa...
    Głos Zbyszka! Na pewno! Dochodzi z pokoju, pięć metrów od łazienki. Drżącymi rękami zakręcam kran. W ciągu tej jednej sekundy przeżyłem coś, o czym rzeczywiście nie śniło się filozofom. Pamiętam, że nie czułem nawet cienia strachu, raczej rodzaj szczęścia, zwłaszcza że Zbyszek wciąż mówił bardzo spokojnie: – No, stary, jak mogłeś wątpić, że dotrzymam słowa. Spotkajmy się teraz, zaraz, to wszystko ci opowiem...
    Zdaje się, że powiedziałem: – Już, już, tylko się ubiorę.
    Bo jednak nie wypada wychodzić do zmarłego kolegi bez ubrania. Ubieram się, on nadal mówi, patrzę w lustro, widzę swoją twarz, nie, nie boję się, zastanawiam się tylko, jak Zbyszek będzie wyglądał: czy będzie pusto i tylko sam głos, czy jakaś poświata, czy będzie przede mną stał tygodniowy nieboszczyk. Pomyślałem, że przecież nie przyszedł mnie straszyć. Byłem przekonany, iż pojawi się jak zwykle: uśmiechnięty, z papieroskiem w zębach. Wychodzę.
    Cudów jednak nie ma, chociaż są. Zapalając wszystkie światła, włączyłem też telewizor, i właśnie o piątej zaczął się Mały światek Sammy Lee w reżyserii Gruzy. Na początku sztuki Cybulski rozmawia przez telefon, usiłując znaleźć pieniądze..."

    Cybulski rozmawiał przez telefon przez cały czas trwania telewizyjnego spektaklu! To był jedyny rekwizyt w monodramie stworzonym ze słynnej sztuki angielskiej (w filmie zrobionym na jej podstawie grał koncertowo Olivier Laurence, a Cybulski nie był ani trochę gorszy). Czemuż zasoby naszej pamięci nie są wspierane przez zasoby internetowe naszej kultury (w Internecie nie znalazłem nawet fragmentu tej sztuki).
    Bouszek

    OdpowiedzUsuń
  2. W życiu mojego Dziadka były dwa telefony.Jeden przed a drugi po wojnie.
    W ilości posiadanych przeze mnie nie mogę się już połapać.
    Co 2 lata "nówka sztuka".
    Świat zwariował.

    OdpowiedzUsuń
  3. Telefon moich rodziców był pozbawiony tej szlachetności – rodem z politbiura czy komend uzupełnień. Może z powodu obłej przemysłowej szarości. A może z ciężaru nie-właściwego tworzywa. Wydawał z siebie mało szlachetne „dzyń, dzyń”, niby tłumione kocem uderzenia w aluminiowy garnek. Ogłaszał wizyty z daleka, narodziny i śmierci. Na co dzień kurzył się więc i brudził. Stał jednak na honorowym miejscu, tuż obok medium epoki - mahoniowego pudła telewizora. Takiej połyskliwej elegancji poszukuję do dziś.

    - - -
    MissGaja

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze mam klopoty ze znalezieniem "Walentynkowego" prezentu dla meza. Cos symbolicznego, cos niebanalnego, cos po czym widac od razu ze jest "z dedykacja".
    W tym roku znalazlam - Telefon "Chicago".

    http://www.maison-facile.com/boutique/bt_02.asp?num=6342&b=744

    Replika dawnych telefonow, a dziala ! Dzwoni jak kiedys, ma kabel - jak kiedys i... skrzeczy jak kiedys. Sama nostalgia w czarny ebonit zamknieta.

    OdpowiedzUsuń

 
blogi