Arthur F. Tait, Maternal love [1868]
Jej pierwsza metafora za sprawą piosenki „Nic dwa razy się nie zdarza” trafiła w moje młodzieńcze, wiecznie zakochane serce. Bo tak to wtedy bywało:
Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi było jakby róża
przez otwarte wpadła okno.
Kiedy już trochę wiedziałem jak to jest z pisaniem, zachwyciłem się jej wierszem, który przeczytałem w antologii poezji polskiej po 1939 r. „Kolumbowie i współcześni”: Radość pisania.
Zaiste, wielka jest radość tworzenia, a z pisania chyba największa, bo surowiec daje się kształtować jak żaden i nic nie kosztuje. Napisane żyje własnym życiem, choć najczęściej krótko jak jętka, ale przecież niekiedy wiecznie. Jednak ten wiersz jest o boskiej mocy kreowania światów.
Widać tu jej poetycką kuchnię, w której każdy wers wynika z intelektualnego błysku. Dawkuje go jednak z rozwagą, miłosiernie znieczulając nas ciepłą ironią na gorzką prawdę o życiu i świecie.
Odtąd zawsze kojarzyła mi się z sarenką. Fizycznie też miała w sobie sarnią kruchość i delikatność.
RADOŚĆ PISANIA
Dokąd biegnie ta napisana sarna przez napisany las?
Czy z napisanej wody pić,
która jej pyszczek odbije jak kalka?
Dlaczego łeb podnosi, czy coś słyszy?
Na pożyczonych z prawdy czterech nóżkach wsparta
spod moich palców uchem strzyże.
Cisza - ten wyraz też szeleści po papierze
i rozgarnia
spowodowane słowem „las” gałęzie.
Nad białą kartką czają się do skoku
litery, które mogą ułożyć się źle,
zdania osaczające,
przed którymi nie będzie ratunku.
Jest w kropli atramentu spory zapas
myśliwych z przymrużonym okiem,
gotowych zbiec po stromym piórze w dół,
otoczyć sarnę, złożyć się do strzału.
Zapominają, że tu nie jest życie.
Inne, czarno na białym, panują tu prawa.
Oka mgnienie trwać będzie tak długo, jak zechcę,
pozwoli się podzielić na małe wieczności
pełne wstrzymanych w locie kul.
Na zawsze, jeśli każę, nic się tu nie stanie.
Bez mojej woli nawet liść nie spadnie
ani źdźbło się nie ugnie pod kropką kopytka.
Jest więc taki świat,
nad którym los sprawuję niezależny?
Czas, który wiążę łańcuchami znaków?
Istnienie na mój rozkaz nieustanne?
Radość pisania.
Możność utrwalania.
Zemsta ręki śmiertelnej.
Wisława Szymborska, Radość pisania, 1967
Nie powstrzymam się, wytnę ten śliczny post, wkleję do "Wierszy Koniecznych".
OdpowiedzUsuńPisanie - tęsknota za pięknem konwencji, ale jeszcze mocniejsze pragnienie prawdy.
"Tak pisać aby nędzarz
myślał że pieniądze
A ci co umierają:
że to urodziny.
To był jedyny wiersz Ewy Lipskiej, który Chłopcy ze "Stajni" znali na pamięć.
Jan Usz z Kostynowic
Ewa Lipska, wiersz pt. "Przesłanie", Czwarty zbiór wierszy, 1974
Na dźwięk słowa "pisanie" zlatują się jak ptaki.
OdpowiedzUsuńNawet M.S. karmi ich wierszem.
ARS POETICA
Godziny przy piórze - one leczą rany.
Nawet śmierć jest daleka, jak była w dzieciństwie.
Zwierzęta domowe śpią ufnie przy twoich stopach.
A płomień świecy
Nieruchomieje jak miecz czuwający.
Wszystko, co wokół - krzesła, książki, kwiaty
Ubierają się w odświętność, powagę i czoła
Wysokie. I oto - nikczemny -
Twarzą stajesz wobec świata, jak glob naprzeciw globu.
Oto wiesz na pewno: za twoją kotarą
Jest tylko ściana, nie ma Poloniuszy.
Oto czujesz bezpiecznie: w środku twojej dumy
Nie zagości karzeł, ani też pochlebca.
Oto szepczesz zaledwie,
Układając zgłoski -
A słyszysz: księżyc dźwiękiem odpowiada.
Godziny przy piórze - one leczą rany.
One też wstrzymują od ran zadawania.
Patrz: podniosłeś usta, by odpluć obelgę,
A stoisz - niby dziecko -
Z usty zdumionymi.
Stanisław Grochowiak, Nie było lata (1969)
-----------
jk
Dobrze, że jk przywołał Ars poetica za mnie, bo wiersz to bliski wrażliwości Szymborskiej. Je mogę więc iść dalej i przytoczyć Grochowiaka proklamację o sztuce poezji na tyle ważną, że stała się tytułem tomiku wierszy:
OdpowiedzUsuńKanon
Oddechem poezji jest śnieg albo sadza
Kiedy śnieg jest oddechem- krzewy stoją czarne
A jeśli sadza- to oprósza dłonie
Zakochanych lub katów
Zarówno pobladłe
Głową poezji krzak płonący w nocy
Przy nim jednorożce łby mają wysmukłe
Kruki - dzioby okute w pochewki ze złota
W kolanach dziewcząt
Rysują się słoje
Ojcem poezji - jej bogiem - jej drwalem
ten chory człowiek z drżącym kręgosłupem
Z twarzą tak sztywną jakby bicz ją przeciął
Lub cień
Mknącego na obłokach diabła
Bouszek
P.S. W poniedziałek, 13 stycznia w teatrze Studio o godzinie 20.00, a 19 stycznia o godzinie 12.00 w Teatrze Polskim spotkania z poezją Szymborskiej.
KTO JEST POETĄ
OdpowiedzUsuńpoetą jest ten który pisze wiersze
i ten który wierszy nie pisze
poetą jest ten który zrzuca więzy
i ten który więzy sobie nakłada
poetą jest ten który wierzy
i ten który uwierzyć nie może
poetą jest ten który kłamał
i ten którego okłamano
ten który upadał
i ten który się podnosi
poetą jest ten który odchodzi
i ten który odejść nie może
Tadeusz Różewicz, "Nic w płaszczu Prospera",1962
Narodziny Poety
OdpowiedzUsuń"Dokąd biegnie ta napisana sarna?"... Dokąd pcha nas wyobraźnia? W chmurny maj.
Oto narodziny Poety:
Paul Claudel - CHMURNY MAJ
Księżniczki o sarnich oczach cwałowały
na koniach drogami przez bory.
Po ciemnym lesie polowały
głucho szczekające sfory.
Las cieniutkie ich włosy w gęstwinie uwięził,
wilgotne listowie lgnęło im do czoła.
Rozchylały rękami gęstwinę gałęzi,
dzikimi źrenicami patrzyły dokoła.
Królewny lasów, gdzie śpiewa ptak na gałązce bukowej
i godziny się wloką markotne,
podnieście oczy, podnieście głowy,
wasze głowy od rosy wilgotne!
Za mały jestem, niestety, abyście mnie kochały,
o moje miłe, piękne księżniczki wieczoru.
Wyście głosu grzywaczy słuchały,
patrząc przeze mnie w głąb boru.
Biegnijcie! Szczekanie psów się podnosi!
I ciężkie się chmury toczą.
Biegnijcie! Kurzawa z dróg się podnosi!
I ciemne się liście toczą.
Do potoku daleko. Beczą stadniny.
Ja biegnę, płaczę.
Zmieszały się ze sobą chmury i wyżyny.
Las o szóstej godzinie ulewa płucze.
(tłum.: Adam Ważyk)
- - -
MissGaja
Mieliśmy po dwadzieścia kilka lat i przejmowaliśmy się tą groźbą.
OdpowiedzUsuńPrzyszło życie, ręce odpadły od wierszy, i jakoś nic się nie stało.
Pomyśl, Jerzy, co by teraz było, gdyby ręce wróciły do wierszy?
Kowarski
CO BĘDZIE
co będzie
kiedy ręce
odpadną od wierszy
gdy w innych górach
będę pił suchą wodę
powinno to być obojętne
ale nie jest
co stanie się z wierszami
gdy odejdzie oddech
i odrzucona zostanie
łaska głosu
czy opuszczę stół
i zejdę w dolinę
gdzie huczy
nowy śmiech
pod ciemnym lasem
Zbigniew Herbert, z wydanego w 1969 r. tomu „Napis”
Tak se myślę, że w pewnym wieku z ręcami niektórych rzeczy już nie idzie robić.
UsuńNawiasem mówiąc, czuję, iż starzeje się nam Herbertowa poezja szybko. Spieszmy ją kochać.