Pieter Bruegel II, Chłopski taniec weselny, Crocker Art Museum, Sacramento
To dopiero była radość tworzenia. Mistrz Jerzy Harasymowicz przeniósł się w czasy saskie, zgromadził w nieistniejącym majątku dzieła mistrzów malarstwa i kazał je opisywać Laurentemu Żurawce. Wymyślił tego pałacowego skrybę, szlachcica chyba i człeka mało kształconego (za to z przekonaniami - jak to mówią dzisiejsi Sarmaci - prawdziwie patriotycznymi).
To dopiero była radość tworzenia. Mistrz Jerzy Harasymowicz przeniósł się w czasy saskie, zgromadził w nieistniejącym majątku dzieła mistrzów malarstwa i kazał je opisywać Laurentemu Żurawce. Wymyślił tego pałacowego skrybę, szlachcica chyba i człeka mało kształconego (za to z przekonaniami - jak to mówią dzisiejsi Sarmaci - prawdziwie patriotycznymi).
Poeta oparł się na konkretnych i udokumentowanych źródłach – staropolskich opisach obrazów. Prof. Wojciech Ligęza pisząc o tym utworze wskazuje, że jego komizm tkwi w „konfrontacji współczesnego nam kultu sztuki z dawnymi wyobrażeniami szlachciców, którzy arcydzieła mieli za nic”.*
Stanisław Barańczak uważał Kolekcję... „za jeden z najzabawniejszych utworów we współczesnej poezji polskiej. A zarazem najzjadliwszych. Jego siła komiczna bierze się bowiem nie tylko z bezinteresownie absurdalnego humoru, przepełniającego komentarze pana Laurentego Żurawki do lanczaftów Rymbranda, Wandyka, Elgryka, ale i krytycznej ironii, z jaką poeta prześwietla umysłowość saskiego szlachciury. Umysłowość pełną sarmackiej fantazji, lecz także obskurantyzmu, ksenofobii i ignorancji”.**
Przytaczam tu tylko fragmenty (Kolekcja... ukazała się w 1979 r. w tomiku „Cudnów”). Wybór mój z racji dzisiejszego święta pikantny. Rechoczę w ten sposób trochę ze świętego Walentego, bo podobnie jak imć Żurawka cudzoziemszczyzny w obyczajach naszych nie szanuję.
Zilustrowałem wpis obrazem Bruegla, który jak niektórzy malarze z Kolekcji... Olender jest i sobie podobnych maluje. Żurawka pisze, że to ludzie koci psiowi. Chyba prawda, bo widać, że jeden z nich jak ten Dionizos jawną się wobec białogłów wychwala dzidą [kliknij].
Kolekcja
landszaftów starożytnych
Jaśnie Wielmożnych Panów na Dźbowie Dźbowskich
wyjaśniona biegle
przez Laurentego Żurawkę
tegoż dworu w Dźbowie
pisarczyka
i porządków sprawcę
[wybór]
Bagienko Olenderskie
Znowuż bagienko lecz to zamarzłe. Ludzie koci psiowi jako to u Olendrów na podkówkach się ślizgają. Naród świdrowaty jakiś.
Dama w pościeli
Dama się w pościeli rozkryła. Stary jakiś ze świecą podpatruje. Gały mu wyłażą. Robota olenderska.
Rzeźba Dionizos
Boga już nie ma że byle jebbuś jawną się wobec białogłów wychwala dzidą. Pożałowania godna ta machina wiele zła w Dźbowie czyni. Gdyż ślachcianki jeno przy niej się kupią. Ksiądz jezuita Procowicz sztuką materii nakryć to kazał lecz jeszcze się większy zrobił odsterczyl. I płeć biała jako to w umyśle deminimalis przecie do onego się garnie.
Dama jakaś
Dama jakaś goła cale rozkoszna drugiej tyż takiej pierś ujęła. Jaka w tym sentencjonis philosophius nie wiem.
Gęsia jakaś
Gęsia jakaś hardo rozcapierzona damę erotiko napastuje. Ta za dobrą monetę kochy jej przyjmuje.
Ślachcic jakiś
Ślachcic jakiś damie za stanikiem rodzynkę znalazł dużą. Co jeśli świeża niezły to specyjał.
Chłop na babę
Chłop na babę wienierycznie nastaje. Robota wyborna. Zima długa świce krótkie. Wiadomo.
Dama jakaś
Dama jakaś na desce cudnie rżnięta.
Człek poćciwy
Człek poćciwy babę korbaczem ćwiczy. Pan Jezus się jeno śmieje i jeszcze jej palcem grozi. Scena przyjemna.
Satyr
Satyr jakiś stary na boku płacze a baba się śmieje. Co by to mogło być każdy i tak wie.
Sułtan
Sułtan turecki przez harem przechodząc i widząc one srogie baterje swoje w pełnej gotowości przecie nad sobą zapłakał.
Satyr na nimfę
Satyr na nimfę nastaje cale kształtną. Posiąść ją chce jednak jeronią natury to sprawia że kaśle i do victorji nie dochodzi. Scena melankolijna.
* - dr hab. Wojciech Ligęza: Przeszłość jako źródło komizmu w wierszach Jerzego Harasymowicza, referat z konferencji „Jerzy Harasymowicz - poeta karpackiego pogranicza”, Sanok, 2001.
** - S. Barańczak, Ksiądz Baka redivivus, w: Przez i po. Szkice o poezji krajowej przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, Londyn 1988.
My seniorzy starszego nieco rocznika
OdpowiedzUsuńteż marzyliśmy o miłości.
Cytowaliśmy Kowala, poetę naszych czasów:
„Piękne Twe oczy zgubnym ogniem płoną
Lecz ja chcę zginąć - zostań moją żoną”
Obchodzono co rok Święto Kobiet,
ale to nie było prawdziwe święto gorących serc.
Z radością więc przyjęliśmy Walentynki.
Jerzy był widać za młody, zbyt nieśmiały, żeby się przestawić.
Jest dzisiaj okazja by słać Paniom kwiaty
i przypomnieć ten piękny wiersz Kowala „Miłość i świat”
MIŁOŚĆ i ŚWIAT
Gdy już zżarte kajdany pękną na dwoje
Nie będę miał skrupułów patrząc w oczy Twoje
Obejmę kibić wątłą przytulę do siebie
I odczuję radość błogą niczym święci w niebie
Wezmę Cię w ramiona moja lilio cnoty
Spojrzę w ramy Twych oczu jako pierścień złoty
Który błyska swym światłem na stron cztery świata
Gdy widzi obraz obrzydły współczesnego świata
Gnuśny i uparty w swych wielkich dążeniach
Gdy od początku do końca kryjący się w cieniach
Od maszyny parowej do podróży w gwiazdy
Licząc swe godziny niczym Wielkie Zjazdy
Bo teraz gdy patrzę na Ciebie
Wiem jedno – że u Boga w niebie
Byłoby nam lepiej niż w tym brudnym świecie
Gdy zło wszelkiej miłości przypisują kobiecie
Leszek Kowalewski, z tomu „Romantyzm ala XX wiek”, Wydanie powielaczowe
Staś Grochowiak zaprasza do "dysput pełnych ciał jak marchwi" - sensualnych i tkliwych:
OdpowiedzUsuńW stylu Villona
Wybacz mi Książę
Że ty —
Tak delikatny
Jak zjawa srebrna po własnym pogrzebie —
Masz wejść w dysputy
Pełne ciał jak marchwi
Raz do soczystej
Raz już ściętej
Mrozem
Chcę cię prowadzić w ogrody miłości
Kiedy już jesień przeszła przez warzywnik
W sadzie zasiała pełne kosze liści
W niebie zaś chmurę
Zimną
I pobladłą
I więcej żądam
Abyś
miał
zachwyt
Dla ciał kobiecych — pomarszczonych szronem
Dla twarzy zimnych — na których uroda
Jest plamą trudną
Słońca
Czy butwienia?
Lecz jeśli miłość coś warta — to wskrzesza
A jeśli rozkosz — to ta co odmładza
Uwierz mi Książę
Nie najdziesz przygody
Większej niż miłość do kobiet dojrzałych
Oto myślistwo —
W półstrawionym lesie
Odkryć na nowo tę małą dziewczynkę
Która się karmi garstką cierpkich jagód
Płucze przeguby
Stóp
W dziewiczym źródle
Oto odwaga —
Rąk twych czarodziejstwem
Na główce chudej
Zasadzać warkocze
W oczach — pokrytych jak dymem
Żałobną —
Niech znów przebiega złoty goniec wstydu
Oto rozumność —
Być czasu oprawcą
Nie jałmużnikiem co wchodzi w przebraniu
A gdy opadną ostatnie brokaty
Zostaje nagi
Z wyciągniętą ręką
Mówię to Książę
Ukryty za krzewem
Wiosennej róży do której sprowadzasz
Młódki tak ślepe jak pomiot zwierzęcy
Lub jak twe dłonie zdrętwiałe ze strachu
Bouszek