Jak barwy ochronne nosiła na sobie wszystkie odcienie szarości ludzi, wśród których poruszała się bez trwogi. Kiedy znalazła plastikowy woreczek z okruchami drożdżówki, to naprawdę nie było na Zachodniej szczęśliwszej istoty.
Chciałem zagadnąć do niej miło, ale nie wyszło dobrze. Burknęła coś z podmiejska i przyłożyła gołębiowi, co właśnie chciał się dosiąść. Zagadałem się i w ostatniej chwili wskoczyłem do pociągu. Zanurkowała w lastrikowe eldorado.
Udane rozmowy z ptakami skończyły się na świętym Franciszku, ale ludzie potrafią podsłuchać co mówią ptaki między sobą - wierzyłem w to po przeczytaniu w dzieciństwie książki Ireny Jurgielewiczowej „O czterech warszawskich pstroczkach”. Pamiętam dramatyczne przeżycia Czubka, który wleciał do pokoju, a ktoś zamknął okno. A dziś zastanawiam się, co powiedziałyby kolibry o swoim kolorowym życiu wśród kwiatów?
OdpowiedzUsuńBouszek