Lekko zgłuszył nas imperialny finał V symfonii Czajkowskiego. Mimo, że tempo miał niezłe, musiała minąć chwila, żeby po wyjściu z Filharmonii na nowo zrozumieć uliczny pośpiech.
Zmierzchało. Tak to jest, że po koncercie stoi się na ulicy, trochę bez sensu, coś tam rozmawia i powoli, powoli przyzwyczaja do prawdziwego świata, który wcale nie jest naturalny.
Zmierzchało. Tak to jest, że po koncercie stoi się na ulicy, trochę bez sensu, coś tam rozmawia i powoli, powoli przyzwyczaja do prawdziwego świata, który wcale nie jest naturalny.
Chyba z niego była, bo szła zbyt szybko. Całkiem ciemna, choć od Jasnej. Piękna, wysoka, smukła, śniada, lekko i bez zniecierpliwienia wymijała grupki ślamazarnych melomanów. Jak kometa, albo raczej ciemna gwiazda pochłonęła całą moją uwagę. Ktoś ze znajomych zagadnął, odpowiedziałem zdawkowo, a potem odwróciłem głowę, by ją pożegnać.
Nie zdążyłem, zakochałem się w kim innym. Z lewej zobaczyłem lekko zanurzoną w chmurach iglicę Pałacu Kultury, a na wprost, też we mgle, niesymetryczną kanciastą maczugę Libeskinda. “To Warszawa? Jaka piękna i niezwykła.” Zacząłem robić zdjęcia i już zupełnie zapomniałem dlaczego spojrzałem w tę stronę.
---------------dopisane 4.06.2013
Skończył się konkurs NAC-u i Gazety Stołecznej. Wyniki tutaj.
Będziemuy tu czekać, aż Lebeskind zakończy budowę szpicu. Tymczasem Piękna, która pędziła tak na Dworzec Centralny,żeby kupić bilet do Gdańska, zdążyła wrócić już z dwutygodniowego, nadmorskiego urlopu.
OdpowiedzUsuńKowarski