środa, 22 stycznia 2014

Wegetariusz

Wczesną jesienią, kiedy głośna była sprawa uboju rytualnego, необходимо zabrał głos Episkopat: że oto narusza się podstawowe prawa wolności wyznania i kultu, wśród których jest prawo do rytualnego uboju zwierząt.

Napisałem na forum trochę niegrzecznie, że jest to głos broniący prawa do umęczenia zwierząt, że biskupi robią to w imię anachronicznych norm, ustanowionych przed tysiącami lat przez "naprutych winem i palących zioła".
Jeśli rzeczywiście Bóg jest miłosierny, to na pewno dawno odstąpił od tych sadystycznych wymogów.
Ktoś mądrze mi odpowiedział, że oburzam się na rytualnych, a przecież praktykowane u nas metody przemysłowej hodowli i uboju to dopiero jest sankcjonowana prawem masowa niegodziwość. I o obowiązkowym wyrywaniu dziobów kurczakom (żeby się nie okaleczały), i o idących na rzeź płaczących cielętach.

Z powodu cierpienia Buby byłem wtedy dość blisko tego świata i w jednej chwili postanowiłem, że z mojego powodu już żaden dzióbek więcej i ani jedna łza. Stałem się wegetarianinem.

Historia uczy, że rewolucja lubi iść szeroko. Coś się we mnie przekręciło. Stopniowo począłem odkrywać zakłamane relacje, a nawet inaczej spojrzałem na sztukę - przede wszystkim na to, co tu piszę. Nie twierdzę, że nagle łuski spadły mi z oczu, że spłynęła na mnie moralna odnowa. Dopuszczam, że efekt gwałtownej zmiany metabolizmu lub - prawdopodobne - wywołana wiekiem mizantropia. - Tak czy owak zamilkłem. To znaczy w myśli układałem wpisy, ale wydawały mi się błahe, powierzchowne i niestosowne.

Zaraz po świętach wyjechałem z grupą przyjaciół do Madrytu. Pięknie było (zdjęcie przedstawia widok na ogrody królewskie z okna pałacu El Escorial), lecz do kraju wróciłem z hiszpanką. Niestety, nie pisaną wielką literą, lecz z małą francą - krewną słynnej grypy sprzed stu lat. W życiu nie byłem na zwolnieniu lekarskim, a teraz wysoka temperatura i ledwo, ledwo... Po trzech tygodniach jestem wychudzony i pobladły, słaby jak dziecko.
Już dziąsła przeżarte szkorbutem,
już nogi spuchnięte i martwe,
już koniec, już płuca wyplute -
lecz palą się oczy otwarte.
W. Broniewski 
Od dwóch dni jakby lepiej, oczy rzeczywiście otwarte i nagła tęsknota za świeżością - wiec piszę. Nie chciałbym obiecywać zbyt wiele, ale może wegetariusz podniesie się i jeszcze pójdziemy razem tym ogrodem.

2 komentarze:

  1. Tatuś mawiali:
    - Synek, pij wódkę, jedz śledzie a nic ci nie bedzie !
    --
    Zdrowia i najlepszego !

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz modny freeganizm (przyszedł ze Stanów):
    http://polska.newsweek.pl/zycie-za-darmo,2341,1,1.html

    OdpowiedzUsuń

 
blogi