Zawsze to lubiła, kiedy była mała i kiedy wielka, kudłata. Kładła szlachetny pysio w wyciągnięte dłonie, jak kot mrużyła oczy i pomrukiwała. Nawet czasem usypiała na chwilę. Teraz też podparłem posiwiałą mordkę, ale nie zamknęła oczu, bo wiedziała, że z tyłu jest lekarka.
Klęczący przytuliłem się i szeptałem słodkie słówka. Pomiędzy naszymi oczami było parę centymetrów. Z takiej odległości nie widzę wyraźnie, lecz łza stała się soczewką i zobaczyłem ostro dno jej oka. Zapewne mógłbym dojrzeć całe wnętrze i wszystkich dwanaście szczęśliwych lat, ale nie uwierzyłem w ten mały cud i zamrugałem. Obraz stał się niewyraźny, a po chwili w jej oku nie było blasku.
Jak Anioł Stróż była przy mnie zawsze. Oglądam się, nikt nie czuwa i nic nie jest takie jak było. Nawet głos inaczej dudni, bo jej jedwabiste futro i wszystkie te dywaniki, już nie tłumią dźwięków. Ciężko jest, nie myślałem, że aż tak.