Gdyby ogłosić plebiscyt na dramat wszech czasów, publiczność i krytycy zgodnie wybraliby Hamleta. Allardyce Nicoll pisze w "Dziejach dramatu":
Żadna inna sztuka Szekspira nie uzyskała tak wielkiej sławy, a źródeł jej uniwersalnego oddźwięku można doszukać się w umiejętności, z jaką twórczy poeta potrafił nadać tematowi pozornie bardzo szczególnemu znaczenie powszechne i wieczne. Każde stulecie widziało swój obraz w postaci bohatera tej sztuki, ponieważ Szekspir malując portret Hamleta wyposażył go w wielką rozmaitość cech ludzkich. Otrzymaliśmy w wyniku dziwny paradoks: podziwiamy Hamleta. Dworzanin, uczony, żołnierz, człowiek tak wyraźnie stworzony dla tronu, a przecież równocześnie czujemy, że Hamlet jest przedstawicielem zwykłego człowieka, że w Hamlecie jest coś z nas samych.No właśnie. Ta jednoczesna podniosłość, bliskość i popularność powodują, że królewicz duński spowszedniał i zszedł między ludzi. Można powiedzieć, że to prawie bohater ludowy, taki renesansowy Czapajew obecny w powiedzeniach i bon motach.
Gałczyński na przykład używał tej postaci wielokrotnie, również w "Zielonej Gęsi". W jednej z nich, gdy Hamlet mówi: "Wielki Wóz z lewej strony. Straże śpią", rozlegają się trąby. Po każdej kwestii te trąby grają, aż wreszcie on przeprasza, publiczność, że w takich warunkach pracować nie może i schodzi ze sceny.
W innej Gęsi Hamlet wygłasza swój słynny monolog "To be, or not to be", ale przerywa, bo nadchodzi Gżegżółka. Hamlet uprzejmie pyta go jak się ma. Cóż, Gżegżółce też niełatwo i chętnie by się z życia jakoś wymigał.
Gżegżółka:W cieszyńskim kabarecie wypełniliśmy te didaskalia o chwilowym niebycie w ten sposób, że prześmieszny Gżegżółka i tragicznie chwiejny Hamlet jednocześnie przysłonili sobie oczy ręką. Tak robią dzieci ze skłonnością do idealizmu subiektywnego: "zobacz mamo, mnie nie ma" i przesłaniają oczy.
Niedobrze mam się, bo w życiu trza przebyć
Przez las problemów, a któż je rozwiąże?
Więc gdy dylemat stoi: być czy nie być,
Może spróbujemy nie być, mości książę!
Obaj, tj. Gżegżółka i Hamlet:
(na próbę przestają być)
* * *
Nie mam już mamy i codziennie rano upewniam się w bolesnym przekonaniu, że jestem. W młodości jednak było inaczej. Kiedy studiowałem w Katowicach, raz zdarzyło mi się nie być, bo ukryłem się w szafie. Przed koleżanką, co była dwa lata wyżej. Miała prawdziwie czarne włosy zaplecione w dwa warkocze i niezwykle jasne, niemal przezroczyste oczy. Mimo, że ładna, budziła we mnie niewytłumaczalny lęk, jakby była z innej planety czy innego świata. Dodam jeszcze, że w tej szafie było dość ciepło. Kiedy Staś otworzył drzwi i powiedział, że mnie nie ma, nie uwierzyła. Przedarła się do pokoju, rozejrzała i rzuciła na stół prezent. W pudełku od butów był tomik poetycki. Leżał tam obrzucony zielskiem, nie jakimiś kwiatami polnymi, lecz wyrwaną z korzeniami trawą, mleczami i koniczyną. Gdy wyszedłem z szafy i zobaczyłem ten piekielny garnir, przestraszyłem się jeszcze bardziej. Pudełko po butach pełne zielska, te przezroczyste prawie oczy i kruczoczarne warkocze - to był wstrząs dla młodego organizmu.
Jeśli prawdą jest, że w nas samych jest coś z Hamleta, to mnie było dobrze nie być w tej ciepłej szafie. To znaczy tam być. Nie być, żeby być.