środa, 28 kwietnia 2010

Być jak Hamlet

Amerykański plakat teatralny. Robert B. Mantell. Hamlet (1890)
Gdyby ogłosić plebiscyt na dramat wszech czasów, publiczność i krytycy zgodnie wybraliby Hamleta. Allardyce Nicoll pisze w "Dziejach dramatu":
Żadna inna sztuka Szekspira nie uzyskała tak wielkiej sławy, a źródeł jej uniwersalnego oddźwięku można doszukać się w umiejętności, z jaką twórczy poeta potrafił nadać tematowi pozornie bardzo szczególnemu znaczenie powszechne i wieczne. Każde stulecie widziało swój obraz w postaci bohatera tej sztuki, ponieważ Szekspir malując portret Hamleta wyposażył go w wielką rozmaitość cech ludzkich. Otrzymaliśmy w wyniku dziwny paradoks: podziwiamy Hamleta. Dworzanin, uczony, żołnierz, człowiek tak wyraźnie stworzony dla tronu, a przecież równocześnie czujemy, że Hamlet jest przedstawicielem zwykłego człowieka, że w Hamlecie jest coś z nas samych.
No właśnie. Ta jednoczesna podniosłość, bliskość i popularność powodują, że królewicz duński spowszedniał i zszedł między ludzi. Można powiedzieć, że to prawie bohater ludowy, taki renesansowy Czapajew obecny w powiedzeniach i bon motach.

Gałczyński na przykład używał tej postaci wielokrotnie, również w "Zielonej Gęsi". W jednej z nich, gdy Hamlet mówi: "Wielki Wóz z lewej strony. Straże śpią", rozlegają się trąby. Po każdej kwestii te trąby grają, aż wreszcie on przeprasza, publiczność, że w takich warunkach pracować nie może i schodzi ze sceny.

W innej Gęsi Hamlet wygłasza swój słynny monolog "To be, or not to be", ale przerywa, bo nadchodzi Gżegżółka. Hamlet uprzejmie pyta go jak się ma. Cóż, Gżegżółce też niełatwo i chętnie by się z życia jakoś wymigał.
Gżegżółka:
Niedobrze mam się, bo w życiu trza przebyć
Przez las problemów, a któż je rozwiąże?
Więc gdy dylemat stoi: być czy nie być,
Może spróbujemy nie być, mości książę!

Obaj, tj. Gżegżółka i Hamlet:
(na próbę przestają być)
W cieszyńskim kabarecie wypełniliśmy te didaskalia o chwilowym niebycie w ten sposób, że prześmieszny Gżegżółka i tragicznie chwiejny Hamlet jednocześnie przysłonili sobie oczy ręką. Tak robią dzieci ze skłonnością do idealizmu subiektywnego: "zobacz mamo, mnie nie ma" i przesłaniają oczy.
*  *  *
Nie mam już mamy i codziennie rano upewniam się w bolesnym przekonaniu, że jestem. W młodości jednak było inaczej. Kiedy studiowałem w Katowicach, raz zdarzyło mi się nie być, bo ukryłem się w szafie. Przed koleżanką, co była dwa lata wyżej. Miała prawdziwie czarne włosy zaplecione w dwa warkocze i niezwykle jasne, niemal przezroczyste oczy. Mimo, że ładna, budziła we mnie niewytłumaczalny lęk, jakby była z innej planety czy innego świata. Dodam jeszcze, że w tej szafie było dość ciepło.

Kiedy Staś otworzył drzwi i powiedział, że mnie nie ma, nie uwierzyła. Przedarła się do pokoju, rozejrzała i rzuciła na stół prezent. W pudełku od butów był tomik poetycki. Leżał tam obrzucony zielskiem, nie jakimiś kwiatami polnymi, lecz wyrwaną z korzeniami trawą, mleczami i koniczyną. Gdy wyszedłem z szafy i zobaczyłem ten piekielny garnir, przestraszyłem się jeszcze bardziej. Pudełko po butach pełne zielska, te przezroczyste prawie oczy i kruczoczarne warkocze - to był wstrząs dla młodego organizmu.

Jeśli prawdą jest, że w nas samych jest coś z Hamleta, to mnie było dobrze nie być w tej ciepłej szafie. To znaczy tam być. Nie być, żeby być.

6 komentarzy:

  1. Przepraszam za bibliotekarską przyziemność, ale co to byla za ksiazka, ten tomik poetycki w kartonie ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Powinien być "But w butonierce", ale to był tomik Mieczysława Stanclika "Słoneczny chłopiec".

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie byłeś do życia Hamlecie...
    Dzisiaj nie Hamlet Ofelię, tylko Ofelia rzuciłaby Hamleta, rzucając w niego wiankiem...nie rwałaby traw, nie mówiąc już o wysiłku szukania książki z odpowiednim tytułem ...może książkę włożyłaby do buta...
    Gdyby książę wiedział, że ratunek może być
    w szafie, to kto wie, jak potoczyłaby się ta
    historia, przywołująca wspomnienia.
    Znam kilka miejsc z dzieciństwa, do których oddalałam się poniebyć - pod łóżko, za kredens, pod stół. W dzikim zagajniku śliw i wiśni spełniało się nieziemskie nieistnienie. Może zamiast czytać trzeba się uszczypać?

    OdpowiedzUsuń
  4. Parsknąłem śmiechem przy słowach "piekielny garnir"

    Kowarski

    OdpowiedzUsuń
  5. Zrozumialam, Jerzy, to zielne opakowanie tomika poezji i to, żeś o tym przy Hamlecie opowiadal :

    „Oto rozmaryn na pamiątkę; proszę cię, luby, pamiętaj; a to bratki, żebyś o mnie myślał. [...]
    Oto koper dla was i orliki. [...]
    Oto ruta; część jej wam daję, a część sobie zachowam; w niedzielę możemy ją nazywać zielem łaski, ale ty swoją rutkę musisz nosić trochę inaczej niż ja. [...] Oto stokrotki. Rada bym wam dać i fiołków, ale mi wszystkie [...] powiędły.”

    Mam nadzieje, jednak, ze piekna, grozna jasnooka brunetka zyje otoczona gromadka dzieci !

    OdpowiedzUsuń
  6. To może tak dziś wyglądać Anno, ale mimo młodzieńczej egzaltacji, nie pomyślałem wówczas żem Hamlet, a o niej, że Ofelia. A nawet gdyby, to w Katowicach trudno byłoby topić się w rzece; nawet nie można się było zbliżyć. Więc chyba wszystko się ułożyło, a te dzieci wokół niej to zapewne wnuki.

    OdpowiedzUsuń

 
blogi