wtorek, 25 maja 2010

Schyłkowy

Schyłkowy jestem. Dziś licznik pokazał najniższą frekwencję od początku blogu. Słusznie, bo ostatnio piszę mało, a kiedy już, to w sposób poczciwy i rzewny. To nie jest interesujące. Niewielu mnie odwiedziło, ale zostały aż dwa komentarze. Jeden za krótki, drugi za długi. Znam autorów. To dwa niemłode pterodaktyle, które przysiadły tutaj zapewne z nudów i z litości.

Przed czterdziestu laty jeden z nich wraz z Michałem przysłali mi ten list.
Coraz bardziej wypełnia Nas poczucie Nieuchronności Zdarzeń, bowiem wchodzimy w Wiek Męski.
Nadszedł wiec czas zastąpienia chłopięcych turniejów przez:

Celowość!
A więc poszedłem
Odrzuciłem ciała
Krzyczące miłość, a wtulone w słabość!
Niech nam świeci odtąd blade światło Rozumu i nie opuszcza Męstwo!
Męstwo! Przenigdy nie poleruj zbroi
Chcesz ładzić szyszak? Czesz piękne kobiety
Lub wodospady. Dla twojej podniety
Dość oślej szczęki. Na nim męstwo stoi.*
System musi być gotów w Październiku. Pomóż w pracy nad tworzeniem podwalin Systemu.

1. Teoretyczne rozpracowanie mechanizmów organizacji młodzieżowych i działalności kulturalnej w kraju
2. Znalezienie artystycznego wyrazu naszych ust - w formie kabaretu, książki
3. Middle Generation
4. Przeprowadzenie Aranżacji, to jest bezpośredniego sprawdzenia Hipotez (działalność ludyczna) (działalność wtykowa).
A na drugiej stronie:
Na wakacje przygotowujemy Wyprawy Korsarskie
- Zbieractwo w Bieszczadach!
- Lato w miescie!
- Zarobki
Kontak - tuj!

Porozum się w sprawie dokładnego harmonogramu. List, telefon, przyjechanie.

Chief: Poczko     Kancelaria: Łukasz
--------------------------------------
Tak, mogłoby się wydawać, że Chief przemyślał sprawy w najdrobniejszych szczegółach, a jednak system rozpracował ktoś inny.

Do korsarstwa się nie posunęliśmy. Owszem, doszło do zbieractwa. Zebrane w Bieszczadach jagody wożono do Warszawy motocyklem Junak z przyczepą. Może raz. Była też uprawa pomidorów. Bez sukcesów finansowych.

Michałowi jeszcze najlepiej wyszło to znalezienie artystycznego wyrazu ust, bo wydał osiem książek, ja natomiast niestrudzenie przeprowadzałem Aranżację, to znaczy sprawdzałem Hipotezy rozwijając dwa rodzaje działalności, jakie nakreślił dla mnie przenikliwy Chief. I tak systemowo, choć nie systematycznie wkraczaliśmy w Wiek Męski.

* - Stanisław Grochowiak, Powołanie mieczy

7 komentarzy:

  1. Spoznilam sie z dopiskiem "na wczoraj" wiec ani z nudow ani z litosci pozdrawiam

    Pterodaktylica

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaglądam TUTAJ codziennie.
    Nastroju i czasu czasem brak:(.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jw.
    Po niebie przelatują czarne chmury, helikoptery, osowiałe gołębie...telefon dzwoni nieustannie, zamierają słowa...

    OdpowiedzUsuń
  4. Mówiąc, że jesteśmy skazani na wolność, egzystencjaliści mieli świadomość, że jest to problem luksusowy, którym nie żyją zwykli ludzie. Więc jeśli luksus, to nie litość i nie nuda, chociaż efektownie to brzmi.
    Raczej zamyślenie i podziw.

    A komentarzem byo jedno słowo - "Dziękuję".

    Kowarski

    OdpowiedzUsuń
  5. Do DM i GraM: wiem, wiem jak to jest. Coś się rozregulowało tego 10 kwietnia i w przyrodzie, i w rzeczywistości społecznej. Ogólnie wyjdzie dobrze, ale ten okres przejściowy, te napięcia, a jeszcze chłód i wilgoć są ciężkie do zniesienia. Jeszcze zaświeci słońce i będziemy śpiewać.

    OdpowiedzUsuń
  6. ...po dobrej burzy czasami jest tęcza,a napewno słońce.....!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jako współautor listu napisanego w lipcu 1972 roku czuję się upoważniony do zamieszczenia pełnego opisu tego niezwykłego roku:

    Rok 72: na jagody.
    W 71 roku spędziliśmy z Krzysiem dwa tygodnie na zbieraniu jagód w ciekawym towarzystwie „męskich przekleństw”. Poza nami, studentami, wszyscy byli facetami co to siedzieli pod celą, albo przepili dom i nie mieli gdzie mieszkać. Spływali z całej Polski w ten cycek bieszczadzki, gdzie nikt nie pytał o zameldowanie i podobne głupoty. Gruby Kowalczyk prowadził skup i wypożyczał kobiałki. Rozmowy przy ognisku przewyższały prozę Nowakowskiego - Adam, niezwykle umięśniony i sprawny łapał słynne bieszczadzkie żmije: ja na jad już odporny, chocia pierwsze ukąszenie nieźle mnie trzepło, bez surowicy było by po mnie. Inni pracowali w zimie przy wyrębie, ale w lecie najbardziej popłatne było zbieranie jagód, szczególnie w lata urodzajne w te czarne kuleczki. Opowiadał jeden: wychodzę na polankę i czarno przed oczyma, rzucam się z grabkami, pierwsza kobiałka w pięć minut!, następne tylko troszkę wolniej, dziesięć łubianek w dwie godziny, schodzę do bazy - specjalnie z drugiej strony, ale ktoś musiał mnie przyuważyć, za powrotem było ich z dziesięciu, ale i tak tego dnia naszczypałem z 50 kilogramów.
    Co drugi był kiedyś złodziejem, ale wszyscy spokojnie zostawialiśmy nasze namioty i szli w góry. Co prawda, raz ktoś podwędził nam pięć kobiałek z jagodami, ale „to nie był złodziej, to był łachudrak” jak mówił wzburzony Wiesiek.
    Mogą kryminaliści, to mogą i studenci. W rok później ruszyła akcja „Jagody w Bieszczadach”. Staś-Rumun zbierał ludzi spod Plastusia : co będziesz zarabiał, żeby wyjechać, od razu wyjedź. Staliśmy się konkurencją dla Kowalczyka, w szczycie było nas około trzydziestki. Znaleźliśmy sobie dolinkę osobną - dolinę Kalnicy - chyba najpiękniejszą w Bieszczadach, gdzie drogę dopiero budowano.
    Rumun woził samochodem jagody do Warszawy, a z Jabłonnej brał kwiaty i sprzedawał w Rzeszowie. Kiedyś została mu setka goździków. Zabrała je ze sobą piwna ekspedycja - z obozu było pięć kilometrów do najbliższego piwopoju. Był w niej Michał, Maria, Krzyś, Tomek i jeszcze parę osób. No i w Czarnem było jak w San Francisco: kwiaty we włosach, kwiaty dla spotkanych turystek, drwali, kwiaty dla barmanek i piwożłopów. Prawdziwa Flower Power.
    Jadłospis był monotonny: makaron z jagodami, ryż z jagodami, kisiel z jagód, ale nic lepszego się w życiu nie jadło. No i ta bezzębność już po kilku garściach - każdy uśmiech był początkiem zbiorowego rechotu.
    A co z Buchnikiem? Ziemia czekała. Dopieszczona na wiosnę - ze Stasiem w kwietniowy poranek rozrzucaliśmy gnój po polu, a po południu poznawaliśmy na wydziale matematyki w PKIN-ie geometrie nieeuklidesowe. Potem chłop Zalewski posiał peluszkę na zielony nawóz, na jesieni przyorał i git - w następnym roku posadzi się pomidory. Zresztą nieduże poletko pomidorów owocowało już w jagodowym, 72 roku. Brat Jasio z Andrzejem Kupczyńskim zamieniali czerwień pomidorów na złocistość piwnego napoju, nieodmiennie dochodząc do 108 złotych utargu - tyle kosztowała skrzynka warszawskiego, 30 otyłych butelek po 3,60. Panie w sklepie przy Batorego tak dobrze znały beżową, w drobną kratkę torbę, że od razu szły po skrzynkę na zaplecze. Ale tak być miało - trochę pracy i dużo zabawy.

    Junaka z przyczepą wtedy nie było. Uprawa pomidorów była działaniem marginalnym, ale zyskownym. Jerzego na jagodach nie było - brał udział w rejsie na Kubę. Uczestniczył natomiast w "pomidorowym" (5 tys. krzaczków) roku 1973.

    OdpowiedzUsuń

 
blogi