wtorek, 11 maja 2010

Z lat dziecięcych

Wilhelm Pister, Childhood's happy hours (1873-74)
Dzieciństwo jest najważniejsze. Świat poznawany i samouczony w pełnym zachwycie i wszystkimi zmysłami.

Jest się dorosłym i się nie pamięta, czym było. Chce się uszczęśliwić swoje dziecko obsypując je prezentami. A ono do szczęścia potrzebuje natury, zapachu lasu, małej wędrówki i pluskania w kałuży.

Nie było klocków lego i telewizji. Było radio, były książki, ale najlepsze były opowiadania. Moja ukochana ciocia Ela opowiadała nam (a było nas w wakacje rodzeństwa ciotecznego chyba sześcioro) cudowne bajki. Być może dzięki Niej tu piszę.

Smak? Kwaśnych wiśni. Zapach? Mokry tataraku. Dotyk? Gorące ciało złapanej kury z rozedrganym sercem. Nie, raczej szorstki, ciepły język krowy. Nie, smak i zapach świeżego mleka i podpłomyków.

Wieczorem umyte w miednicy nogi, kiedy schną, bardzo, bardzo pieką, bo za dnia były mocno podrapane. Każdego szczęśliwego dnia.
Z lat dziecięcych

Przypominam wszystkiego przypomnieć nie zdołam:
Trawa... Za trawą wszechświat... A ja kogoś wołam.
Podoba mi się własne w powietrzu wołanie
I pachnie macierzanka i słońce śpi w sianie.

A jeszcze? Co mi jeszcze z lat dawnych się marzy?
Ogród, gdzie dużo liści znajomych i twarzy
Same liście i twarze!... Liściasto i ludno!
Śmiech mój w końcu alei. Śmiech stłumić tak trudno!
Biegnę, głowę gmatwając w szumach, w podobłoczach!
Oddech nieba mam w piersi! Drzew wierzchołki w oczach!

Kroki moje już dudnią po grobli nad rzeką.
Słychać je tak daleko! Tak cudnie daleko!
A teraz bieg z powrotem do domu przez trawę
I po schodach, co lubią biegnących stóp wrzawę...
I pokój, przepełniony wiosną i upałem,
I tym moim po kątach rozwłóczonym ciałem
Dotyk szyby ustami... Podróż w nic, w oszklenie
I to czujne, bezbrzeżne z całych sił - istnienie!
Bolesław Leśmian

3 komentarze:

  1. Niekończące się opowiadania o wojnie, przy których zasypiasz w nocy i budzisz się rano. Byli w drugiej piwnicy, ich nie zasypało. Gpoście będą spać na podłodze. Babka szoruje deski i wykłada gazetami. Odnalezieni krewni spod Lublina napychają sienniki. Wyglansowane kolby karabinów, krok żołnierzy po trotuarze. Burza czy pomruk samolotów? Reflektory krzyżują się na niebie. Przyśniły ci się bomby i czerwone dachy. Uciekasz z łóżeczka do matki. Urwane schody na piętrze fabryczki. Wyludnione miasteczka koło Wrocławia. Przesunięte granice. Deputaty. Pierzyny na balkonach. Matka gra w siatkówkę z sąsiadami przez sznurek. Wybieranie z piwnicy poniemieckich rzeczy na handel, targowanie się o osełkę masła. Paczki UNRA z puszkami tuszonki. Żółtka w proszku. Tłok w przedziale, w nocy kwaśny dym, iskry lokomotyw. Kozie mleko w półlitrówce zatkanej papierem. Ścieżki wydeptane między ruinami. Czy pójdziesz do aniołków? Ciotki gadają o Lwowie. Ojciec pcha taczkę, wszyscy odbudowują Warszawę. Pomnik Syrenki. Gołębie na Rynku Starego Miasta. Rodzice tańczą na podeście. Kolorowe, jedwabne chusty z kulą ziemską na niebieskim oceanie i nadrukiem Pokój. Wymiana pieniędzy na cukierki. Eksmisje i przeprowadzki. O czym nie wolno Ci mówić poza domem?

    Kowarski

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie tylko trzy lata różnicy, bo tyle jestem młodszy od sędziwego Kowarskiego. Trzy lata zaraz po wojnie, to jak w czasie bez wojen dziesięć lat. Przede wszystkim inne było życie syna oficera wojska polskiego, a inne syna malarza.

    Zawsze, ilekroć pan K. pisze o tamtych czasach, przed oczyma stają mi filmy włoskiego neorealizmu. Zapatrzyć by się na ten polski neorealizm powojenny. Panie Kowarski, do blogu marsz.

    OdpowiedzUsuń

 
blogi