Dlaczego milczę? Bo to jest milczenie zmysłowe. Głodzę się specjalnie, żeby nabrać większej chęci. Każdego dnia odkładam na dzień następny, żeby pisać czulej.
Nieprawda, to smutek, o którym wspominałem, a przede wszystkim niepokój wywołany polityką. Będzie lepiej: na pierwsze muszę machnąć ręką, a drugie niedługo się wyjaśni.
Wiem, gdyby nawet nastąpił ten komiczny wybór, nie będzie tragedii, ale ja jestem niecierpliwy i szkoda mi czasu, który zmarnuje Polska. Boję się też, że gdzieś zgubimy złoty róg.
----------------------------
Leżałem na kanapie, zachodzące słońce prześwitywało przez liście tarniny. Żeby usnąć czytam czasem coś bez akcji. Na przykład słowniki.
To był trzeci z XI tomów "Słownika języka polskiego" pod redakcją Doroszewskiego. Prace nad nim rozpoczęto, w roku moich urodzin, a ostatni tom - Suplement - ukazał się, kiedy miałem dwadzieścia lat. Gigantyczne dzieło, które rekonstruowało zasób leksykalny języka w bardzo dynamicznej, historycznej fazie (w Słowniku jest dwadzieścia parę tysięcy neologizmów).
W uczciwym muzeum PRL-u, obok kartek na cukier i fotografii z manifestacji powinny też stać te grube tomy, jako jeden z wielu przykładów wspaniałej pracy porządnych ludzi.
Ja szukam tam, tego co zapomniane. Słów, które wyszły z użycia, zastosowanych w nieznanych mi utworach (każde ze znaczeń hasła jest jest ilustrowane literackim przykładem).
Czytam: koromysło - inaczej sądy, jarzemka, kluki. Przyrząd do noszenia wiader z wodą: rodzaj deski z wycięciem na szyję, kładzionej na ramiona, o dwu bocznych prostopadłych prętach z hakami, na które wiesza się wiadra; nosidła.
Powoli zarzuciła koromysło na plecy, pobrała wiadra i powiedziała: - Chodźcie no ze mną do chatyPołożyłem ciężki tom na piersi i zamknąłem oczy. Wyobraziłem sobie, jak mogła wyglądać. Z warkoczami? Nie, one się nazywają kosy, są płowe i zaplecione w wieniec jak u pięknej Julki T. Tylko po co chciała do tej chaty?
(Kraszewski, Latarnia czarnoksięska. Obrazy naszych czasów, Lwów 1872.)
Poczułem miły zapach. To nie były kwiaty ani perfumy. Coś bardzo odległego, ale dobrze znanego. Słońce przestało pieścić zmartwiony łeb i przeniosło się na otwarty gruby tom, który jak dusiołek przygniatał pierś. To z ogrzanego słownika parowało.
Znałem to kadzidło z wczesnych szkolnych lat, kiedy myszkowałem w szkolnej bibliotece. Wybierałem wtedy książki według grubości, tytułu i zapachu. Na autora wcale nie patrzyłem.
Dziś kleje introligatorskie to chemia - najczęściej ostry zapach nitro, ale wtedy najczystsza natura. Zdaje się, że robiono je z gotowanych kości czy kazeiny. Świeży klej bywał nieprzyjemny, ale wyschnięty, połączony z zapachem starego papieru zapachniał mi po ponad pół wieku wszystkimi tamtymi literackimi przygodami.
A może była to sandałowa woń koromysła?
Komputer a koromysło, czyli uzytecznosc przedmiotu a istnienie slowa go okreslajacego.
OdpowiedzUsuńRzecz powstaje – trzeba ja nazwac.(Niekoniecznie ”rzecz” materialna)
Przejac nazwe z jezyka z ktorego to kultury rzecz przyszla ? Zapozyczejac bezposrednio (JAZZ) ? Spolszczajac (CZAT) ? Tlumaczac (MYSZKA KOMPUTEROWA) ?
A jak rzecz kiedys w Posce istniala (w przedwojennym slowniku francusko-polskim jest TRAKTIERNIA jako tlumaczenie francuskiego „traiteur”), potem przestala istniec, a potem powrocila ale z innego kregu jezykowego, wiec jako CATERING, to co z nazwą ?
Slowa pojawiaja sie i znikaja. Jezyk zyje. Aeroplan staje sie niezauwazalnie samolotem.
Ale fakt, ze piekniejsza jest dziewczyna z koromyslem
http://pl.wikipedia.org/wiki/Koromys%C5%82o
niz mezczyzna przed komputerem
http://www.kriom.net/commons/images/fond.png
A i Wikipedii nie da sie przegladac jak Doroszewskiego !
Poczułam tę ciepłą chwilę, ładnie i prosto opisaną. Dziękuję :-)
OdpowiedzUsuńOkazuje się, że nawet koromysło może dostarczyć takich wrażeń.
Koniec lat czterdziestych. Kiedy zbliżały się uroczystości, święta, moja Matka miała pracę. Robiła wielkie, papieroplastycze orły. Zasypiałerm na złączonych krzesłach. Też pamietam błogi zapach tego kleju, używanego do dzisiaj na prowincjonalnych pocztach. Jesienią Matka robiła klej z kasztanów. Nie wiem, czy to był ten sam, bursztynowy.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNiepokoiło mnie Twoje milczenie Jerzy.
OdpowiedzUsuńZagladałam tutaj codziennie i cisza...
Pocieszałam się ,że pewnie jesteś Gdzieś w świecie ,wojażujesz ,opalasz się, leżysz nad basenem:)
Ciebie natomiast dopadło uczucie przez stambulczyków zwane Huzun.
To tureckie słowo określające melancholię ma arabskie korzenie.
O melancholii Tej pisał Orhan Pamuk.To doznanie rozumiane bardzo szeroko jest podobno właściwe jedynie mieszkańcom Stambułu.
Jakiego słowa użyjemy ,żeby określić melancholię i smutek,która wypełnia nas coraz częściej.
Twój tekst jest mi bliski z róznych powodów.
Moja Mama pracowała w Redakcji Słownika Języka Polskiego .
Profesora Witolda Doroszewkiego pamiętam doskonale, mimo że miałam wtedy bardzo niewiele lat.Musiał ze mną rozmawiać, okazać zainteresowanie dziecku.Duży, siwy, dobrotliwy Pan.
Kiedy wydarzył się wypadek samolotu pod Zawoją, pamiętam ulgę kiedy dowiedziałam, się że "mój" profesor nie zginął.
Na pokładze samolotu był wtedy profesor Zenon Klemensiewicz.
"A i Wikipedii nie da sie przegladac jak Doroszewskiego!"
OdpowiedzUsuńWielka Encyklopedia PWN,pamiętam jakim była skarbem, kiedy po jednym tomie- na subskrypcję-przynosiło się,zapakowaną w szary papier do domu.
Zapach kleju, papieru, kartki ostre jak żyletki,i dotyk strongładkich niczym papier kredowy.Przepisywanie życiorysu Juliana Marchlewskiego,bo taka była zadana praca domowa.
Na skutek kolei losu w moim posiadaniu, znalazły się "trzy zestawy",trzynastotomowego dzieła.
Miejsce zajmuje, hasła nieaktualne, już pewnie nikt z następnych pokoleń nie będzie z niej korzystał.
Biblioteki też nie bardzo chcą przyjąć, a moje już dorosłe dziecko większość"operacji naukowych"dokonuje przez komputer.
Tak bardzo zmieniła się rzeczywistość od moich czasów szkolnych.
To już zupełnie inna cywilizacja, a przecież hasło"obozy koncentracyjne",przyczyniło się do ostatniego, wielkiego pogromu Żydów w Polsce po 1968 roku.