czwartek, 3 czerwca 2010

Umieranie niezwyciężoności

Georges Rochegrosse, Don Quichotte, plakat opery Julesa Masseneta Don Quichotte, Paryż 1910
Tęsknię za swoim życiem, ale za nielicznymi momentami nie. Nie chcę pamiętać chwil, kiedy traciłem złudzenia, gwałtownie umierały marzenia i traciłem nadzieję.

Porządkując książki natknąłem się na genialną opowieść Wiktora Woroszylskiego o Don Kichocie. Jak wielu wcześniejszych autorów Woroszylski broni tej postaci, a ostatnia przemowa Sancza Pansy do umierającego rycerza brzmi wspaniale, bo śmieszy i wzrusza. Tak jest najlepiej.
Gorączka i słabość nie przeszła Don Kichotowi ani nazajutrz, ani po dwóch dniach, ani po trzech i czterech i pięciu.

Leżał, długi i wychudły, z pojawiającymi się i znikającymi wypiekami na woskowych policzkach, z wzrokiem wbitym w sufit, nie zwracając uwagi na otoczenie i tylko od czasu do czasu rzucając w przestrzeń oderwane zdania:
- Nie ma Dulcynei!
- Nic z tego, Sanczo!
- Daremne poświęcenie!
- O, podła bezsilności! (...)
Radować się powinni byli słuchający tego: siostrzenica blada i gospodyni rumiana, balwierz sprytny, proboszcz rozumny i bakałarz pomysłów pełen; ręce zacierać i do góry skakać z uciechy; czyż nie tego zawsze pragnęli, nie do tego dążyli i nie osiągnęli wreszcie swojego? czemu więc wydawali się jacyś tacy zakłopotani, jakby nie wierzący uszom, a nawet - niespecjalnie uszczęśliwieni tą przemianą na łożu śmierci? czyżby tknęło ich po czucie, że ze wszystkich szaleństw Donkichotowych to nagłe odżegnanie się od szaleństwa jest szaleństwem największym? czyżby pojęli, że to nie Don Kichot przemawia, ale  ś m i e r ć  D o n  K i c h o t a, Don Kichot w Don Kichocie wreszcie przez nich zamordowany, ciało z duszy wyzute Donkichotowej? (...)

Sanczo Pansa, płacząc, przypadł do umierającego i błagał:
- Nie umierajcie, wasza nieśmiertelność, po cóż macie umierać, kiedy ze wszystkich szaleństw człowieka największe jest właśnie to — położyć się i umrzeć ni stąd, ni  zowąd, i nie z ran krwawiących, lecz ze zmartwienia! Wstawajcie, wasza niepodległość, i chodźmy w pole, za pasterzy przebrani, bo widzi mi się, że pani pasterka Dulcynea przepiękna czeka już odczarowana, by się z panem zabawić! A jeśli umieracie, wasza niezwyciężoność, z tej zgryzoty, że zostaliście zwyciężeni, to raczej na mnie zrzućcie winę, że źle ściągnąłem popręgi Rosynanta i dlatego wylecieliście z siodła, bo prawdę mówiąc, tak właśnie było!
Don Kichot nie słuchał jednak próśb Sancza Pansy i umierał, pełen smutku, skruchy i zdrowego rozsądku.
Niezwykłe przygody Don Kichota z la Manczy według Miguela Cervantesa de Saavedry na nowo opowiedziane przez Wiktora Woroszylskiego

12 komentarzy:

  1. Ładnie napisane, ale o jakią niezwyciężoność tu chodzi:
    Z Wikipedii:
    Pryszczaci - określenie nawiązuje do młodego wieku osób związanych z grupą.
    Najważniejszymi jej reprezentantami byli Wiktor Woroszylski, Andrzej Braun, Wisława Szymborska, Tadeusz Konwicki, Witold Wirpsza i Witold Zalewski.
    Określenie nawiązuje do młodego wieku osób związanych z grupą.
    Pryszczaci za główne zadanie literatury uznawali aktywne popieranie władzy ludowej. Tematyka ich twórczości koncentrowała się wokół zwalczania tzw. "wroga klasowego" i entuzjastycznego opisywania przemian społeczno-gospodarczych wczesnego PRL-u według założeń programowych stalinizmu – np. w tzw. "produkcyjniakach". Poetykę pryszczatych charakteryzowało nastawienie antyindywidualistyczne, podporządkowanie ekspresji literackiej celom agitacyjno-propagandowym, celowy schematyzm i patos. Grupa potępiała także twórców starszego pokolenia, a nawet własne wcześniejsze, nie dość zaangażowane utwory.
    W połowie lat 50. poetyka "pryszczatych" uległa erozji, a po przemianach politycznych 1956 r. całkowicie przestała funkcjonować.

    Ja wiem, Woroszylski był potem opozycjonistą, ale Don Kichot to przedstawiciel "starej" tradycji! Więc...

    OdpowiedzUsuń
  2. - Nie chcę pamiętać chwil utraty złudzeń, gwałtownej śmierci marzenia i nadziei - woła poeta. Za naszych czasów uznaliby to za głos pokolenia urodzonego po wojnie.

    Tylko, czy da się te chwile wymazać z pamięci, czy pamięć ich nie jest jeszcze wcześniejsza, wręcz dziedziczna?

    Pamiętam toczone nogi poniemieckiego stołu. Bawię się na podłodze, ustawiając na dywanie wycięte przez Matkę zwierzęta z papieru. Może mam trzy, może cztery lata. Ojciec wtedy odszedł na jakiś czas, dopiero potem wrócił.

    Matka nie wstydzi się, chodzi tanecznym krokiem wokół stołu, śpiewa głośno, nienaturalnie,jakby ćwiczyła przed jakimś egzaminem do szkoły teatralnej.

    Czy znacie miłość Don Kichota
    rycerza barda i huncwota
    ujęła go dziewczyny cnota
    więc pod jej oknem śpiewał tak.

    Dulcineo, księżyc zgasł
    Dulcineo, spójrz choć raz
    Gdy twe oczy i usta się śmieją
    czuję że kocham cię Dulcineo.

    Chyba dalej nie umiała, zatrzymywała się na tych oczach i ustach.
    - Ty huncwocie - tak mówiły do mnie ciotki ze Lwowa.

    Moja matka marzyła i ciągle czegoś chciała. Czasem nawet próbowała zacząć, ale zaraz wszystko się rozwiewało.
    - Bo my mamy za ciężkie życie - tłumaczyła.

    Pamiętam, że już byłem w pierwszej klasie. Ogłosili konkurs recytatorski w Polskim Radio. Matka chodziła wokół stołu i powtarzała "O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...". "Dżdżu krople padają i tłuką w me okno....". Deklamowała z dykcją i takim przejęciem, że aż bolał mnie brzuch. Bałem się, że ten deszcz rzeczywiście zbije nam szybę. Nic z tego jednak nie wyszło, bo kiedy miała pójść na przesłuchanie, to zginął nam klucz od domu.

    Ciągle czekała na jakąś szansę.
    - Zobaczycie, jak tylko będę miała czas.
    Ojciec już wtedy nie żył. Pracowała jako dekorator w Domach Centrum. Żeby utrzymać dom ciągle brała nadgodziny. Wracała prawie w nocy. Nogi ją tak bolały, że moczyła je w miednicy. Czasem nad nią zasypiała na siedząco.

    Kiedyś dowiedziała się o jakimś konkursie na wzory materiałów kretonowych. Malowaliśmy plakatówkami razem z Matką, ale zakładom odzieżowym chyba nie o to chodziło.

    W konkursie "Życia Warszawy" dla czytelników na artukuł opisujący nasz zakład pracy Matka dostała tylko wyróżnienie. Żelazko elektryczne z regulatorem przyszło w paczce. I redakcja wydrukowała ten artykuł pod tytułem
    "Konflikt". Wycięliśmy sobie z gazety, ale gdzieś nam zginęło.

    Matka obiecywała dziewczynom, czyli moim siostrom, że jak tylko będzie miała czas, to poszyje im ogromne lalki.

    Dzisiaj ma dziewięćdziesiąt lat. Dziewczyny dobiegają sześćdziesiątki. Nie doczekały się.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy pisałem rano też brzmiała mi w uszach ta piosenka o Dulcynei, a teraz o szyby mi deszcz dzwoni wiosenny. Poezja jest wszędzie i równocześnie w każdym z nas.
    Krzyczeliśmy z Michałem za futurystami:

    Poezja wydziela się jak gaz!
    Wszyscy zginiemy!

    Biografia Woroszylskiego nie może mieć tu znaczenia. Gdybym był chłopcem w czasach, kiedy nie było internetu i znalazł w szkolnej bibliotece tę książkę, nie dowiedziałbym się pewnie, że Woroszylski to za młodu partyjny radykał, który w wieku 30 lat przeszedł na pozycje przeciwne. Czy to znaczy, że wzruszałbym się niewłaściwie, bo utworem fałszywym, napisanym przez człowieka, który przez jakiś czas był piewcą politycznej iluzji, ale przejrzał szybko?


    Nieśmiertelność, niepodległość i niezwyciężoność to atrybuty szalonych marzeń, które nie podlegają kryteriom tradycji i postępu, a już w żadnym wypadku polityki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przejrzał szybko - 10 lat to trwało. A ilu marzycieli zdążył zniszczyć?

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli było ich nawet trzystu osiemdziesięciu czterech i wszyscy poszli w Sybir, dla sprawy Don Kichota nie ma to znaczenia. Sanczo, choć pękaty, też nie wyglądał na lustratora

    OdpowiedzUsuń
  6. Ma jak najbardziej, bo ten sam Woroszylski w czasach, gdy stał na czele pryszczatych, wdeptałby w ziemię ówczesnego autora opowieści o Don Kiszocie.
    Woroszylski pozostawił po sobie wiele świetnych przekładów poezji rosyjskiej. Chwała mu za to, ale na inżyniera dusz to on się nie nadaje.

    OdpowiedzUsuń
  7. Trudno jest wszystko wyważyć, bo nawet patriotyzm potrafi być toksyczny:
    "Tzw. rozsądni zwolennicy Strzembosza mówią z grubsza to samo, ale otwarcie: przed sądem musi być i prokurator, i obrońca. Gross ma rację, ale i Strzembosz ma trochę racji - a poza tym jest Polsce potrzebny, bo to nasz adwokat. Dzięki jego wysiłkom będziemy mogli się pojednać z Żydami na korzystniejszych warunkach. Atakując obrońcę, podgrzewamy tylko atmosferę - i bez tego nie brak ludzi, którzy uważają, że uroczystości 10 lipca to antypolska hucpa. Misterny plan pojednania może nie wypalić.
    Jeżeli tak będziemy myśleć, to może jakoś odfajkujemy tę uroczystość - ale niczego nie zrozumiemy. Nadal będziemy mieszkać w krainie ludzi łagodnych, którzy już pod berłem Kazimierza Wielkiego przyjęli niewdzięcznych Żydów pod swój dach. Patrioci wciąż będą nas prowadzić na pola bitewne, by dawać lekcje historii, a harcerze przywoływać do porządku renegata, który ośmieli się targnąć na Bohatera Narodowego. Za odszczepieńca będzie uchodził każdy, kto ośmieli się wspomnieć, że patriotyzmu czasem trzeba się bać."
    (końcowy fragment artykułu z czerwca 2001 roku)

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie, tekst powyższy mógłby być, zgodnie z obecną praktyka szkolną, tematem "wypracowania" maturalnego, gdyby pochodził od Bartoszewskiego. Niestety napisał go Maleszka, a jego interpretacja pojęcia "patriotyzm" doprawdy nie zasługuje na uwagę. To samo z Woroszylskim - wszak walczył z wiatrakami najlepszych polskich tradycji. Nie ma literatury samej w sobie. Nie ma tekstu bez kontekstu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Proszę u zrozumienie: to blog osobisty, w jakiś sposób się tu obnażam i dzielę uczuciami. Staram się okazywać tylko pozytywne, choć nie brak we mnie negatywnych. Uszanujcie, proszę tę konwencję i nie ściągajcie dyskusji w stronę szeroko rozumianych kontekstów politycznych, bo one mogą wywołać emocje złe. To nie jest forum dyskusyjne.

    Oto ktoś pragnie zadąć w narodową tubę, gdy gra kwartet smyczkowy, komuś innemu sprawia przyjemność osądzanie cytowanego pisarza. Niech to robią gdzie indziej. W sieci jest mnóstwo miejsc, gdzie znajdą dyskutantów.

    Jeśli moje propozycje, moi autorzy, komuś nie odpowiadają, niechże straci do mnie zaufanie...

    Ten dom ja zbudowałem i wyznaczam reguły.
    Przyjąłem, że komentarze są integralną częścią blogu. Niejednokrotnie są częścią najcenniejszą. To oczywiście wymaga wzajemnej empatii. I ona się zdarza.

    Ktoś powie, że to cenzura, że niedemokratycznie. Ja rozumiem demokrację w sieci, że każdy może pisać swój blog.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dla mnie osobisty, literacki "Słowobraz" jest zarazem azylem i inspiracją do twórczości. Czasem, gdy w komentarzach pojawiają się wiersze, przypomina mi dyskretną grupę poetycką.

    Nie napisałbym o swojej matce na blogu politycznym którejś z gazet.

    Polityka, zwłaszcza historyczna w obecnym polskim wydaniu, wydaje mi się schematyczna i destrukcyjna.

    Myślę, że powninniśmy przed nią chronić "Słowobraz".

    Kowarski

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. I ty możesz zostać Indianinem
    http://www.youtube.com/watch?v=7DC4ndGb5Pk&feature=related
    Interesujące zbliżenia tematyczne - patrz:
    Poczytaj mi synku
    Blog Justyny Sobolewskiej/Polityka/

    Pozdrawiam
    Znaczy się Chory

    OdpowiedzUsuń

 
blogi