Najgorzej jest z pająkami, bo gdy się zagląda rzadziej, biorą ogród we władanie i bezlitośnie wiążą go sznurami. Ten siedział pośrodku sieci, która dziwnie wydęta wyglądała jak hamak albo słoneczny żagiel. Odwłok i liczne odnóża skanował niedyskretny promień, ale mu to nie wadziło, bo ten pan właśnie lubił być bursztynowy.
Mały, ulotny światek ogrodowej dziatwy: ślimaków dziwnie skupionych na murze, kwiatów, co kwitną albo nie, drzew i drzewek, których dorosłości nie doczekam. Myślę czasem, po co mi wielki?
W świat całkiem duży zapędził się pasikonik. Ostrożnie stąpał po ramie michałowego fotela, zszedł miedzy płyty z włoskimi przebojami i chyba coś tam znalazł, bo wieczorem grał w pęcherznicy rolę toskańskiej cykady.
Zakradłem się z fleszem i jeszcze raz zdjąłem maestro w zielonym fraku. Posłuchajcie, on naprawdę gra.
W poniedziałek miałem położyć się do szpitala, ale skończyło się na doraźnym zabiegu. Czekałem tam trochę, ale czekaniem zaplanowanym, spokojnym. Czytałem wydaną w przed 30 laty książkę o haiku. Dotąd nie lubiłem tego rodzaju poezji, bo wydawała mi się daremna. Chyba z tego filozoficznego szpitalnego czekania coś mi zajaśniało w głowie. Zrozumiałem, że naiwność metafory to jej naturalność, że oczekując europejskiego suspensu i ironii, zachowuję się niestosownie. Bo haiku to jak kropla deszczu. Maleńka, ale widać w niej cały świat (coś kiedyś o tym pisał pan Paetero).
Mimo że zrozumiałem, nie zachwycały mnie te hermetyczne obrazki. Może jeden lub dwa. Ten, który przytaczam poniżej, wzruszył jednak. Wracałem do niego kilkakrotnie. Widziałem, że wiele lat wcześniej wzruszył też Michała, bo strona zaznaczona była pożółkłą zakładką. To obrazek japońskiego poety Busona z 1784 roku.
Chłód mnie przenikaOperacja nazywała się tylko groźnie, a w dodatku operował mnie lekarz podobny do Eugeniusza Bodo. Leżałem dość wygodnie, prawie jak na szezlongu i przypomniało mi się, że ponad czterdzieści lat temu Michał przysłał mi do Cieszyna teksty, które miałem wykorzystać w kabarecie. Wśród nich jeden, który od biedy uszedłby za haiku.
żona umarła - w sypialni
nadepnąłem grzebień
Lubię spoglądaćByłem kiedyś w Sorrento. Naprawdę też lubiłbym.
- utrudzona śniadaniem
śpisz na szezlongu
Sorrento, kwiecień, maj, czerwiec 1969
Ustaliły mi się dwa wspólne mianowniki z Twoją opowieścią.
OdpowiedzUsuńPająk i szpital.
Pająk w wannie i Mama w szpitalu.
Wolałabym, żeby to były szezlong i Sorrento, ale widać nie pora.
Bardzo gorąco,
to dorzucę jedną kroplę deszczu:
"Chruściana brama,
Której zasuwą
Ten oto ślimak."
i jeszcze pająka, przepraszam, że smutnego:
http://www.youtube.com/watch?v=mW3q6fTcagk
Przerywam żeby posłuchać.
OdpowiedzUsuńŚwierszcz
Zrobił to samo.
Arizona Zipper
- Życzę Panu zdrowia.
lato złoty pająk
OdpowiedzUsuńMichał pasikonik
pod liściem
haiku.
i nawet haiku
Michał umiał
naśladować
"zapach piaskowego pyłu
na tej samej drodze
trzydzieści lat wcześniej"
a jeszcze chętniej
wolał parodiować
"Alamakota Alkamakota
Mruczy kot złodziej
Umilkł żółty
Kanarek idiota"
aż wyobraził sobie
haiku
w piekle
"Stalin
Jestem bez majtek na huśtawce
Tego się nie spodziewałem"
"Churchill
Polacy, wciąż Polacy
I ani jednego cygara!"
ale mnie
OdpowiedzUsuńnie do śmiechu
bo zgubiłem
wiersze Michała
Kowarski
Swietnie sie sklada, ze pasuje tu Haiku Mistrza Bashō (bo tylko ten umialam znalesc i rozpoznac w orginalnej japonskiej pisowni !) :
OdpowiedzUsuń古 池や
蛙飛込む
水の音
W starym stawie
skacze zaba
plusk w wodzie
W książce jest też to haiku Mistrza Bashō. Pani Agnieszka Żuławska - Umeda tłumaczy je zgodnie z rytmiką 5+7+5:
OdpowiedzUsuńTu staw wiekowy
skacze żaba - i oto
woda zagrała
Skoro AnnaBB tłumaczy z japońskiego, to ja pozwolę sobie na jedyne moje haiku, które ułożyło się któregoś października:
Te małe brzozy
wagarują w lesie
rude dziewczęta
Po wyczerpaniu
OdpowiedzUsuńwszystkich możliwości niebycia
zrobiło się bycie
Miron Białoszewski
Korespondentowi
niech na zdrowie się ma
i na życie!
gm
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBywają Piotrze wiersze krótsze od haiku.
OdpowiedzUsuń* * *
starczy jeden liść
jeśli ma kształt serca
Janusz. St. Pasierb
Coś dziwnego jest w upalnych lipcach, że nagle i niespodziewanie, bez żadnego uprzedzenia dopada nas choroba.
OdpowiedzUsuńPrzecież to czas wakacji, kanikuły, "nicnierobienia", flirtu, no i oczywiście czas dla książek i poezji.
Drogi Jerzy, porzuć zbiegi-to już przeszłość.
Cykady czekają na Twoje haiku.
Oczywiście chodziło o zabiegi a nie zbiegi,
OdpowiedzUsuńchoć zbiegłeś ze SŁOWOBRAZU :(.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń"Poezja jako lekarstwo przeciwko gadulstwu i rozlewowi słów"
OdpowiedzUsuńAnna Kamińska
Notatnik 1973 -1979
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJestem z Wami w te upalne lipcowe dni....
OdpowiedzUsuńS.B