Mam wątpliwości czy nie przyniosłem zguby kaczkom i łyskom, bo z dnia na dzień było ich coraz mniej, a dziś, chociaż wołałem długo, nie przypłynęła żadna. Przyjaźnię się z nimi i uczę ufności do człowieka, ale wiem, że na groblę przychodzą o innej porze ludzie niedobrzy. Ot choćby dzisiaj, pośrodku stawu pływała puszka po piwie.
Ryby najwyraźniej nie doświadczyły niczego złego, bo w jednej chwili znalazła się całkiem spora ławica. Przeglądając dzisiejsze zdjęcia, miałem metafizyczne trochę uczucie, że przyroda dyskretnie odwdzięcza się mi za przyjaźń i na moment dopuszcza do tajemnicy.
Choćby te ryby. Wystawiły ponad wodę pyszczki skrzące się w promieniach porannego słońca i wołały. Jeszcze nie wiem co wołały, ale jak zrozumiem, na pewno napiszę.
niedziela, 10 października 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńI ja ryba, szlachetny Peatero. Oświeceniowiec skrajny jestem, ale Michał, który w młodości interesował się mocno astrologią mówił, że ryba typowa.
OdpowiedzUsuńWcześniej nie podziękowałem, ale stąd, spod powierzchni wody, delikatne bul - bul, co znaczy bardzo.
Dobrze, że jesteś.
OdpowiedzUsuńKD
Nie miałem dwunastu lat, gdy ojciec przyniósł mi w słoiku kupioną w sklepie na Nowowiejskiej parkę pawich oczek.
OdpowiedzUsuńTak zrodziło się najsilniejsze chyba zainteresowanie dzieciństwa.
Do dzisiaj lubię patrzeć z niskich mostków na ryby.
Lubię pukać do nich w szybę akwarium.
Nasz Kuba się wyprowadził, ma dziewczynę, muszę je karmić co rano.
Janusz Kostynowicz
A mną targają same wątpliwości:
OdpowiedzUsuńCzy sum umie - w swym pojęciu - odjąć zero od dziesięciu?
Czy ryba to danie jarskie?
Czy dobrze, że jesteś rybą?
Rybki? Nie moge się oprzeć:
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=u5HqRzplgB0&feature=related
Czarna wrona
Na grzyby, na ryby..
OdpowiedzUsuńNaprawdę, na niby...
Ma przyroda swoje tajemnice i rzeczywiście odkrywanie wielu z nich cieszy.
Hołubię papugi nimfy. Ona zadziorna i nerwowa. Tłucze nieszczęśnika swoim małym dziobem po niewinnym łebku. On jej nieustannie coś pogwizduje, cierpliwie znosi jej foszki. Jednak najmniejszy szmer wprawia go w popłoch i wtedy chowa się za samiczką. Ona dzielnie rozpościera skrzydła i osłania przed całym światem. A tak przypominała Ksantypę.
Samce mogą mówić, śpiewać i wygwizdywać jakieś melodie. Czekam na ten cud.
gm
Uprzejmie donoszę, że warszawskie ZOO zatrudniło (rok lub dwa lata temu) artystów plastyków do projektowania akwariów , dzięki czemu powstały ambitne dzieła sztuki wizualno-przyrodniczej. Kto zobaczy - uwierzy!
OdpowiedzUsuńMoże rok pięćdziesiąty szósty? Stary miał za friko wstęp do ZOO, bo robił wystawę animalistyczną. Zabierał mnie ze sobą. W obrębie ZOO były jakieś pola, działki. Stary szedł na dzierżawę i wyrywał cebule ze szczypiorem. Potem rozkładaliśmy na kocu chleb i serki topione. Stary wyciągał z teczki sztylet z kozią nóżką, kroił chleb i smarował. Akwariów nie pamiętam akwariów. Pogibane dzieciństwo.
OdpowiedzUsuńJanusz Kostynowicz