Oboje są bardzo młodzi i nieśmiali. Zwłaszcza ona: jej strefa bezpieczeństwa jest przynajmniej o metr większa niż jej nadobnego partnera. Rzucam im okruchy na zmianę: w lewo i w prawo. Gdybym rzucał w jedno miejsce, jadłby tylko on, bo ma serduszko kacze: waleczne, lecz mało rycerskie.
Hovawart Buba
Buba obchodziła wczoraj 5 rocznicę wstąpienia w nasze progi i z tej okazji dostała spory kawałek sękacza (za sękaczem psy gotowe iść na Spitsbergen).
Pamiętam jak szedłem tamtego dnia wieczorem z czteromiesięczną ślicznotką i jej straszliwy atak na dynię postawioną na przydrożnym kamieniu.
To pora, kiedy wznawia działalność stołówka Spinosa (Prunus spinosa to łacińska nazwa tarniny). Pierwsi pensjonariusze to bogatki, modraszka (w środku) i mazurki (czekają w kolejce). Jest jeszcze ktoś, kto skrycie podbiera wyłożone w karmniku orzechy, które zebrałem z pobliskich drzew. Podejrzewam, że to sójka pocieszycielka, bo myszkowała niedawno na dachu.
W połowie listopada mam zamówić w Ustroniu słonecznik niełuskany (1,70 zł kilogram). Zakupiliśmy też jabłka (0,99 zł), bo wczoraj nad ranem widziałem nocujące w tarninie dwa drozdowate.
W rogu ogrodu berberys Thunberga gra na wszystkich tonach purpury. To ostatnie żywe kolory jesieni.
Ach ten dzień w kolorze śliwkowym berberysu i głogu ma smak...
---------------------
Słowobraz powoli wchodzi do realu. 26 listopada odbędą się Zaduszki poetyckie. Szczegóły wkrótce.
Wróciłem właśnie z grobów na Powązkach.
OdpowiedzUsuńNigdy jeszcze na Zaduszkach nie spotkałem tak pięknej pogody.
Zazdrościłem Słowobrazowi tych pastelowych wzruszeń, bo jestem facet trzeźwy i mało poetycki.
A dzisiaj, może to po odejściu Tomka, też jakoś tak nostalgicznie żegnam kolory jesieni.
Janusz Kostynowicz
Trzeźwy to może nie zawsze, ale poeta nie może być poetycki. Tak jak masło nie może być maślane. My tam w tym naszym stowarzyszeniu to tacy poeci nie-poeci byliśmy. Jeden w drugiego chłop na schwał, a każdy życie miał jak nie przymierzając François Villon.
OdpowiedzUsuńA było tak jak u Grochowiaka:
Ludzie krzyczeli, dzwony biły trwogę.
Konie stawały rwąc postronki - dęba.
A pod latarnią, ukryty za rogiem,
Chichotał Villon z nożem w białych zębach.
Kiedy listopad, nie przywołujcie Grochowiaka, bo zlecą się duchy z ogrodów i P21 z dynią na głowie wyjdzie na jesienną przepustkę.
OdpowiedzUsuńOd czterech lat byłem już żonaty, pamiętam jak współczułem leciwemu poecie,że już mu stuknęła czterdziestka.
Powtarzałem tylko za nim "Podźwignij czoło i nie leń się, leniu,Do walki wręcz".
Dajcie mi dzisiaj lata tego starca!
Janusz Kostynowicz
* * *
Zbiegło z furkotem. Stanęło – i stoi
Te lat czterdzieści jak widmowy las.
Nie masz, Dzieciństwo, już młodości mojej,
Został tobołek – głaz.
– Lecz jak rozplątać żyły na kamieniu,
Palcami zajrzeć do kamiennych wnętrz
– Podźwignij czoło i nie leń się, leniu,
Do walki wręcz.
Spłonęło żyto, świt z wykrotu dymi,
Idę z palcami mgłą pokrwawionymi.
Stanisław Grochowiak, Z tomu Bilard (1975)
Miałem podobne wrażenie. Czterdziestoletni Mistrz wydawał mi się człowiekiem niemłodym.
OdpowiedzUsuńJak ja podziwiałem wtedy jego poezję. Do dziś znam na pamięć tamte wiersze. Pamiętam, jak spacerowaliśmy z Michałem i również nieżyjącym poetą Jerzym Tomaszkiewiczem wokół Pałacu Kultury. Na zmianę z Jurkiem mówilismy strofy z wiersza Grochowiaka, które przed tygodniem opublikowała "Kultura":
Nie było lata. Jesień szła od wiosny
Jak ziąb - od wody, jak od dzwonu kręgi.
Dnia piętnastego Burns pozbierał wiosła,
Zaszedł nad morze. Zawrócił do karczmy.
Ważny jest tylko strumień świadomości, który poetycznie lub niepoetycznie, ale przecież majestatycznie w nas płynie. Inny poeta wyklęty - Rimbaud - którego „Sezon w piekle i Iluminacje” czytam w wydaniu Prószyńskiego, tak pisze o jesieni i zimie:
OdpowiedzUsuńPożegnanie (Adieu)
Już jesień! - Czemu jednak żałować wiecznego słońca, skoro zaczęliśmy odkrywać boskie światło- daleko od ludzi, którzy umierają z porami roku.
Jesień. Nasza barka wyniesiona w nieruchome mgły zawraca do portu biedy, ogromnego miasta z jego niebem w plamach ognia i błota. Ach, przegniłe łachmany, rozmokły na deszczu chleb, pijaństwo, tysiąc miłości, które mnie ukrzyżowały! Nigdy nie będzie więc końca tej wampirzycy, królowej milionów dusz i ciał, które zmarły i będą sądzone! Widzę się znów, ze skórą przeżartą błotem i zarazą, z robactwem rojącym się we włosach i pod pachami, i z większymi jeszcze robakami w sercu, leżącego wśród nieznanych bez wieku, bez czucia... Mógłbym tu był umrzeć... Okropna wizja! Brzydzę się nędzą.
I obawiam się zimy, bo jest porą wygód!
Od strumienia świadomości jeszcze ważniejsza jest przyjaźń. Ja szedłem z Jurkiem Tomaszkiewiczem i Krzyśkiem Zaleskim po Mazowieckiej. Gadaliśmy o Grochowiaku i Herbercie.
OdpowiedzUsuńŚwieczki Jurkowi Tomaszkiewiczowi nie zapalimy, bo jego grób jest w Sopocie. Następnego dnia po pogrzebie skarżyła się Marzena, jego żona, że w nocy sarny obżarły mu wieniec.
Janusz Kostynowicz
Za drzwiami
przepaść do szyby przytulona
w błysku zapałki fiołków zapach
pięści bijące w ściany domu
skąd wyjścia brak a chce się latać
kaleczą łzy niewypłakane
w kieliszku zgubionego lata
w cieniu gałęzi czułych ramion
drży klamka do innego świata.
Jerzy Tomaszkiewicz z tomu Kolczaste szczęście. Wiersze dla Marzeny, Sopot 2000 r.
Po co poecie inny wieniec niż ten, co go zjadły leśne sarny?
OdpowiedzUsuńPo co poecie i co po poecie? - tamat na dzień 2 listopada. Dawnymi czasy obowiązkowe były Zaduszki Poetyckie:
OdpowiedzUsuńDoprawdy , Szlachetni, nie to jest rozpaczą,
Iż zapominamy naszych pięknych zmarłych.
Śmiertelny smutek,
Rozłąka jest w tym,
Iż Oni o nas wcześniej zapomnieli.
Czy my zapomnieliśmy o Staszku Grochowiaku, bo zestarzał się, zwietrzał? Czy sami straciliśmy poetycki pazur?
OdpowiedzUsuńJanusz Kostynowicz
Apogeum
- Do Apogeum - to którędy droga?
- Lecz kędy szedłeś, nim zbłądziłeś w Lesie?
- Szedłem Wergilii, przez wieczystą jesień,
Przetkaną złotem i kurzem jak brokat.
Ledwie chłopięcy, już na trąbkach zimy
Grający senne zmarłych poruszenia,
Zaledwie męski, już w kapturze cienia
Schodzący w suche jaszczurów doliny.
- Kochałeś?
- Twarzy nie dostrzegłem nigdy.
Kochałem plecy tych, które odchodzą;
Wtedy dopiero, ostudzony nocą
Kochałem żal mój. Kaganek oliwny.
- Byłeś kochany?
- Dla wszystkich kochanek
Ten sam nie cały, jak anioł lub zwierzę.
- Do Apogeum - mnie którędy droga?
- Droga powrotu, jeśli ta istnieje...
.................................
I odszedł Dante. Połknęły go knieje,
Zagasły światła domostw na odłogach.
Stanisław Grochowiak, Poezja wybrane, PIW Warszawa 2001 (Inedita 1964 -1972 )
Wszyscyśmy z Niego, a ja - również z Gajcego.
OdpowiedzUsuń