Stół.
Wokół stołu
Toczyła się straszna
Gonitwa Ojca ze Śmiercią i Diabłem;
Za nimi Herod,
Przed Herodem Dziadek,
A wszyscy w gniewie, popłochu i śmiechu.
Na twych kolanach - jak na szklanym, wzgórzu -
Okrutnie Mały uczyłem się lęku.
"Śniła się zima..." Zbiegłem z twoich kolan,
By cały w płaczu dopaść wprost do Diabła,
Zatopić płacz swój w przepoconych kudłach.
Uniósł mnie w łapach piekarskich. - nad rogi -
Ja, podniesiony, ujrzałem świat inny,
I Was inaczej - i lęk swój inaczej.
S. Grochowiak, Sen II, fragmentUmiem, zawsze umiałem straszyć dzieci. Córka przyjaciół, dwudziestotrzyletnia Zuzia, która teraz studiuje gdzieś w Paryżu, do dziś prosi o tę piosenkę o misiu, którą jej śpiewałem przed dwudziestu laty. Pamiętacie śpiewankę kończąca odcinki "Misia Uszatka"? Poczciwota Uszatek w pasiastej piżamie kładzie się do łózka, a użyczający mu głosu Mieczysław Czechowicz pomrukuje ciepło i naiwnie:
Pora na dobranoc,Moja interpretacja uwzględniała subtelny element makabry, bo kiedy dochodziłem do ostatnich słów, to "misie" jeszcze brzmiały słodko, ale po zawieszeniu głosu zamiast "lubią" było okropne "JEDZĄ DZIECI!", a potem podniesionie ręce z rozczapierzonymi palcami i z głębi krtani charczące Aaaaa!!!!
Bo już księżyc świeci
Dzieci - lubią misie
Misie - lubią dzieci
Spróbujcie, efekt murowany.
Parę lat przed Zuzią śpiewałem ją mojemu Mikiemu, a on za każdym razem uciekał do łazienki, gdzie mama coś prała. Zatrzaskiwał drzwi, ale po chwili delikatnie otwierała je mała rączka, żeby choć przez chwilę nacieszyć-przestraszyć się widokiem taty-niedźwiedzia przetaczającego się z jednej nogi na drugą. Aż kolejnego razu otworzył i wydał najprawdziwszy wrzask przerażenia, bo za drzwiami nie było bestii. Właściwie nie było nikogo, jedynie ten karzeł, co składał się z nóg, ale tylko do kolan, oraz z głowy. (Przykucnąłem, bo jako wytrawny mistrz horroru wiem, że straszniejszy bywa niedomiar niż nadmiar.)
Przed dwoma tygodniami byłem u przyjaciół, żeby wspomóc w zabawianiu trojga wnucząt (6, 4 i 2 lata). Dawno nie miałem takiej przyjemności z rozmowy, zabawy, czytania. Były też delikatne elementy thrillera, bo dzieciaczki wieszały mi sie na ramionach jak na gałęziach drzewa, a ja szedłem kołysząc się niczyn stary dąb i zgryźliwie stękałem, że idę na targ posprzedawać te wstrętne dzieciska. Wcale się tym nie martwiły, a ja coraz bardziej zdyszany spuszczałem z tonu i w końcu prosiłem, że dopłacę, byle ktoś wziął je ode mnie.
Śmiechu było co niemiara, jak mawiał Miś Uszatek.
Potem czytaliśmy. W antologii poezji dziecięcej znalazłem piękny wiersz, nieznanej mi poetki dziecięcej, Anny Przemyskiej.
ROZMOWA NAD KASZKĄ
- Czy lubisz mnie mamo troszeczkę?
A jeżeli "tak" - to jak?
- Lubię cię jak koteczkę białą,
którą w ramionach pieszczę.
- To mało.
- Powiedz jak jeszcze?
- Lubię cię jak gałązkę zieloną,
która wystrzela w niebo listkami.
- Listki opadną.
Takie lubienie to na nic.
- Lubię cię jak biedronkę,
kiedy ta tuż przed lotem
lekkim skrzydełkiem rusza.
- Nie chcę! Biedronka jest mała,
a ja jestem duża!
- Lubię cię jak chmurkę
różowiejącą w blasku promieni.
- Chmurka jest beksa,
w deszczową łzę się zmieni.
- Lubię cię...
Nie, nie lubię, lecz kocham.
- Kochasz? Jak co? Mów szybko.
O spójrz, już kaszkę łykam.
- Kocham cię jak świat cały,Potęga poezji: gdy skończyłem czytać, czteroletnia Alisia przytuliła mocno i ucałowała dwuletniego Jasia, ale to jeszcze nic, bo okrutnemu niedźwiedziowi pociekła łza po kosmatym pysku.
ty mój dzióbku od starego czajnika.
----------------------------------------
A tu dwie piosenki Misia Uszatka. Otwierająca filmiki i ta z misiami, które lubią dzieci.