W zasadzie istotą blogu jest zdawanie sprawy z aktualnego stanu umysłu, ducha lub wiedzy autora. Pomyślałem, że nie spełniam tego wymogu, że uciekam w sprawy nieistotne i nie mające związku z aktualnością. Taki poetycki eskapizm. Czasem mi głupio, że pieknoduchowska jest ta moja poetyczność i dlatego zapadam się.
Moje nieblogowe życie nie jest radośniejsze niż innych, a kto wie, czy nie smutniejsze. Nie piszę jednak o tym, bo już w ogóle nie miałbym czytelników. Zacny Kowarski w delikatny sposób stara się mnie jednak zachęcić.
Słowobraz chciał być darem dla ludzi, obdzielać ich kreacjami. Wymagało to od Autora dobrej kondycji, podtrzymywania twórczego napięcia i oderwania od praktycznej codzienności. Jednak nie jest łatwo utrzymać się w takiej formie przez dłuższy czas, żyć w takiej potencji ustawicznie. Więc kiedy Autor miał własne problemy i sam potrzebował inspiracji, wydłużały się przerwy między postami. Zanikała wtedy rozmowa w komentarzach, odchodzili przypadkowi czytelnicy buszujący po internecie, a znajomi którzy znali numer telefonu, dzwonili z pytaniem, czy coś się stało.
Nie musieliby tak długo czekać, gdyby Słowobraz dzielił się także troskami.
Dobrze, tylko tym razem i o dwóch sprawach, bo wiążą się z blogiem:
-
Synek z Chybia, Michał, aktor mojego kabaretu w Cieszynie, leży w szpitalu w Sanoku i nie ma się dobrze.
-
Buba zachorowała po ukąszeniu kleszcza i było bardzo źle, ale tu się poprawia.
-----------------------------
Ponadto w niedzielę spotkałem na
ulicy Grabarzy trzy wiedźmy, znajome pana Makbeta, i teraz wiem wszystko.
WIEDŹMY*
No, wreszcie bitwa się rozegra
W końcu ktoś wygra, a ktoś przegra
O zmierzchu, po zachodzie słońca
Kiedy ten dzień dobiegnie końca
Ścieżką, gdzie ślepy ryje kret
Tam właśnie będzie Jerzy szedł.
- Cicho bądź, idę już kocurze
- Ja też ropucho, lećmy w burzę
W stęchłe powietrze, w gęstą mgłę
Złe dobre jest, a dobre - złe!
- Już jestem siostro - trułam świnie.
- No, Jerzy nam się nie wywinie!
Słyszycie kroki? Oto idzie
Dalej, do dzieła, zły fluidzie!
JERZY
Tuście mi, Lucyfera córy!
Szponiaste macie manicury
Włos grzywą czarną się kołysze
I tylko dziwną ciszę słyszę!
Nie milczcież mi, siostry szatana!
Jaka mi przyszłość będzie dana?
Czy sławę zyskam i pieniądze?
Czy zaspokoję wreszcie żądzę
Wiedzy? Oraz czy śmierć mnie czeka wnet
Czy raczej długo będę szedł?
(Wiedźmy znikają)
JERZY
Spojrzały tak, że zimne mrowie
Rozpełzło się po siwej głowie
Wzdłuż pleców wolno zeszło w dół
Żem poczuł to, com rano czuł.
Na wszystko byłem ja gotowy
Lecz nie na to, że ruchem głowy
Każda z nich powiedziała NIE
A potem oddaliły się.
Znaczy: ubogi, zapomniany
Niemądry, wiecznie nie kochany
Ścieżką, gdzie ślepy ryje kret
Niemłody będę szedł i szedł.
* W partii Wiedźm wykorzystałem fragmenty "Makbeta" Williama Szekspira w przekładzie Antoniego Libery.