Lipiec
Na świadectwach, wzbici w radość, odlecieli uczniowie,
drży powietrze po ich śmigłym zniku.
Wakacje, panie profesorze! Pora
trzepać wesoło słowa jak futra na wiosnę
oraz
czasowniki przez dni lata odmieniać!
— —
Wóz przetoczył się z nagła — i w łozinie zzieleniał.
Tylko pustki rozpryśniętej w słońcu — udar.
Skacząc z bryczki, zaoczę:
Bosonogi gęsiarek biegł, zaczerpnął ze źródła,
znikł, jak gdyby on wybiegał
potoczek.
— —
Okolicę, serce wyniosłe, przeszywa na przestrzał
strumień!
Lecz z połogich pagórków — wahającą się odpowiedź —
inne wzgórze — dalszą górę kołysze.
Jak ten skryty poryw widoku i ciszę zatuloną w szumie
szeptanymi pytaniami — wydać?
Jakże w cieniu, pod lipą — przysłowieć?
Julian Przyboś
Każdego roku, gdy zaczynają się wakacje, czytam sobie i wysyłam znajomym ten wiersz Juliana Przybosia. Głównie powodu pierwszego wersu - genialnej metafory, w której uczniowie na cenzurkach, niby na czarodziejskich dywanach, odlatują wzbici w radość.
Dalsza część wiersza nie jest tak jasna. Bądź co bądź to Awangarda i nikt tu niczego za darmo nie daje. Ten wiersz jest jak wymyślny fajerwerk, w którym z pierwszej roziskrzonej kuli wybucha następna, a z tej jeszcze jedna.
W brulionie autora kolejny fragment, o bosonogim gęsiarku, zanim przybrał formę ostateczną, miał aż dwanaście wersji i jest w tym wierszu kluczowy. Co oznacza? Artur Sandauer pisze:
Przyboś traktuje świat jako projekcję własnej osobowości, tak że wydaje się, jakoby – zamiast go wiernie przyjmować – tworzył go samym spojrzeniem.
Idźmy tym tropem: jeden z tamtych uczniów, bosonogi gęsiarek to sam Julek Przyboś – syn chłopski ("na przyboś" w gwarze znaczy „boso”), który w dziecięcym zachwycie podbiega do źródełka i ono/on wypływa potoczkiem.
Nie nazywam strumienia sercem okolicy. To okolicę mianuję sercem wyniosłym (...) zatraca się poczucie odrębności między okolicą a zachwytem dla niej, strumieniem a strzałą aż do bolesnego zachwytu uczuciem.
No, nie jest łatwo, ale pamiętajmy, że ta poetyka na trwałe zmieniała polską poezję.
Julian Przyboś jako wychowawca ze swoją klasą. Cieszyn ok. roku 1928.
Zdj. z: Julian Przyboś, Utwory Poetyckie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1984.
Zdj. z: Julian Przyboś, Utwory Poetyckie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1984.
Przyboś napisał wiersz około roku 1933. Uczył wtedy języka polskiego w Państwowym Gimnazjum Matematyczno-Przyrodniczym im. Mikołaja Kopernika w Cieszynie. Zapewne stąd ta belferska tkliwość wobec uczniów (rozmowa wzgórz i pagórków) i być może w wymiarze geograficznym „okolica serca” to okolice Cieszyna właśnie. Tym bliższy jest mi ten wiersz.
Chciał Przyboś pod lipą przysłowieć. Przysłowi mi się zawsze w lipcu.
Od matury nie miałem siły na poezję Przybosia. Może dzięki sentymantalnej egzegezie tego wiersza jeszcze raz podejdę do awangardy - na emeryturze.
OdpowiedzUsuńKowarski
Zabawne, czas zatoczył kolo i w poscie pana Kowarskiego podobny spotkał Poetę protekcjonalizm, co dziewięćdziesiąt lat temu, w pierwszym publicznym osądzie jego poezji.
OdpowiedzUsuńOto w roku 1922, w marcowym numerze miesięcznika poetyckiego "Skamander" wśród wielu odpowiedzi redakcji znalazła się ta:
"Jul. Przyb. Ciekawą wizję poetycką psuje Panu brak poetyckiego odczuwania. Wiersze interesujące. Prosimy o dalsze nadsyłanie utworów."
I jeszcze zdarzenie pośrodku: 45 lat temu, już popularny i z tomikiem, poeta Tadeusz M. mówi do nas, stawiających pierwsze kroki
- Przyboś? To nie mężczyzna.