Serce mnie boli, ale muszę to zrobić. Dziś jeszcze jest do ogarnięcia, ale za parę lat to ona weźmie ogród we władanie. Okryje cieniem inne drzewa, krzewy i rabatki, a liśćmi zamuli rynny. Pisałem o niej - przywieźli mi chudzinkę z gołymi korzeniami. Przez pierwsze lata miała tyle liści, ile dziś na jednej gałęzi, a jednak ukorzeniła się i od dwóch lat kwitnie. Jest piękna, a byłaby wspaniała.
Wspominał tu przed trzema laty Kowarski scenę z filmu Szukszyna („Kalina czerwona”), jak powracający na wolność recydywista tuli się do pnia brzozy. I ja trochę rozmawiam z nimi. Nie codziennie, raczej półgębkiem i krótko. Teraz, jak tamten towarzysz Горечь, przytuliłem się i spłynął na mnie ten wiersz Świrszczyńskiej. Przytaczam go z pełną świadomością i pokorą - sytuacja jest inna - ale żal, uwierz mi, ten sam.
To była świetna poetka, podobnie jak Miłosz uważam, że najlepsza.
Muszę to zrobić
mój bardzo miły, muszę cię pożegnać.
muszę odejść
i znów będę sama.
odbiorę ci moje ciepło, splątane z twoim
w uścisku
sennego szczęścia.
nie będzie to łatwe. zrosły się oba
i będą się bronić
przed tym rozdarciem,
jak dwoje zwierząt przed śmiercią.
przerażone, głupie i piękne
będą walczyć jak o życie.
o swoje prawo
nocy.
muszę cię odtrącić, mój miły,
choć jestem ci potrzebna,
i odejść tam,
gdzie nie jestem potrzebna nikomu.
muszę strzelić ci w serce,
choć mnie błagasz o litość,
i sobie strzelić w serce,
choć tak bardzo się boję.
nikt z ludzi
tego ode mnie nie żąda.
a jednak muszę to zrobić.
Anna Świrszczyńska
To rzeczywiście żal rozstawać się z Brzozą, która mogłaby być wspaniała.
OdpowiedzUsuńJerzy, a gdyby ta Brzoza przekazała Ci w jakiś sofistyczny sposób taką zachciankę - to co byś zrobił?
Istniejąc
chciałabym na mgnienie oka
doznać
nieistnienia.
Kiedy przestanę istnieć,
będzie to już
niemożliwe.
(Anna Świrszczyńska - Zachcianka)
LS
Teraz już wiem, jak bardzo się różnimy.
OdpowiedzUsuńKiedy mój warszawsko-praski Ojciec wpadł na pomysł zaposidania 1000 m nieopodal Radziejowic - zapodałam prostym tekstem, iż nie wyobrażam sobie siebie tam.(studentką byłam na onczas)
OdpowiedzUsuńNo i OK. Wcale nie patrzyłam na to, jak tuż przy ścianie wybudowanego domku rosła BRZOZA.
Piękna jest - tuż nad ziemią wyprowadziła trzy konary - każdy jak drzewo: ku górze, czym dalej, czym prędzej - tym lepiej.
Oczywiste, że kiedy dojeżdżałam to dotulałam do serca, ale tak bardziej jako turysta.
BRZOZA rosła,a ja kiedyś grzecznie zapytałam ją czy przyjmie mojego synka - bo wyszło, ze taki domek obok BRZOZY to wprost wymarzone miejsce. BRZOZA zgodziła się i spędziliśmy nadzwyczajne trzy kolejne lata pod jej płochym listowiem.
Teraz kolejne lata daje cień na wózek mojej wnuczki.
Ostatnio słyszałam, jak zięć zastanawiał się, jak z tą BRZOZĄ zrobić porządek, bo wyrosła zanadto, bo liście, bo zgroza przed burzą, bo stara i krucha.
A ja - stara i krucha - siedzę sobie i patrzę na NIĄ i dotulam do serca i wiem, że póki BRZOZY = póty myśli moje mają się gdzie dotulić i że ONA i tak pozostanie.