piątek, 18 marca 2016

Małe rzeczy foremne

... nie mogę zapewnić, że niedługo, ale będzie.

To kolorowa wlepka do pierwszego oficjalnego numeru Obywatela, po którego nakład właśnie jadę. Jutro będzie dostępny w Warszawie (w punktach informacyjnych KOD-u, tzw. Pikodach). Wlepka jest mojego autorstwa, a w Obywatelu też mam swój mały udział.

Uwierz mi Kowarski, to nie polityka, to obowiązek.

* * *

Tu chciałem zilustrować jakimś wierszem mocnym, tymczasem natknąłem się na niepozorny fragment poematu Gałczyńskiego Przez świat idące wołanie (1950).

Cały wiersz jest typowym dla Mistrza (tak go nazywaliśmy z Michałem) żonglowaniem elementami patetycznymi i czystą liryką (jak ta słodka wyliczanka poniżej). Tuwim z pozycji socrealistycznych wytykał KIG, że czasami uprawia "franciszkański błogostan wszechmiłości".

Zapewne z powodu czułej liryki, a zarazem "słuszności" ideowej, Przez świat idące wołanie było w latach 50-60 częste w repertuarach teatrzyków poetyckich i konkursów recytatorskich. Jeszcze do dziś w uszach mi dudni, głośne skandowanie starszej siostry ciotecznej, Izabeli:
Bela Bartok, tyś się pomylił w koncercie,
to nie tak, to nie tak, to nie tak!
Wołanie, wołaniem, ale potem jest ta drobnomieszczańska pochwała codzienności i ładu. "W końcu o spokój  i normalność teraz chodzi" - pomyślałem i zamieszczam ten fragment pod Wielkanocnym, pozszywanym obywatelską nicią jajem.

A Mistrz jak czarodziej wyciąga z cylindra rekwizyty i podrzuca, a one zawisają i skrzą się niby w disnejowskim filmie.
Małe rzeczy foremne! Zegar w rogu na ścianie —
małe muzykowanie;
flaszki z atramentami, nuty, z kory czółenka
i wy, kawy ziarenka,
kwiat na oknie, sęk w desce, złoty pył nad podwórzem,
wszystkie rzeczy nieduże:
gwiazdka śniegu, listeczek,
wstążki, płomyki świeczek,
wieża w szachach, lis w bajce, wiatr, co w drutach brzęczy —
małe, wesołe rzeczy!
Konstanty Ildefons Gałczyński, z poematu Przez świat idące wołanie, 1950 

11 komentarzy:

  1. Wieczorem, po 21 wyszedłem dziś przed dom i "porwał mnie astrologiczny księżyc":

    KÜFERLIN

    b a j k a


    Kiedy chłód fioletowy odął usta chimerom,
    strzegącym schodów promiennych, co prowadziły do wnijścia,
    olbrzymiogłowy Küferlin uniósł żonę jak berło
    i do łożnicy ją zaniósł, i złożył na miękkich liściach.

    Więc muzykanci poczęli stroić naszędzia kruche,
    aby im było słodziej i ciszej, i bardziej miękko,
    lecz nie znaleźli poklasku, i skinął Küferlin ręką
    i grać rozkazał piorunom, dębom grzmieć, gwizdać wichurom.

    Zwęziły się oczy żony od tego huku, od trwogi,
    płakać poczęła cicho, bardzo cicho, jak strumień;
    tłmaczyła mu, że jest mała, że boi się, że nie rozumie…
    Na próżno: śmiał się Küferlin i spalał ją wolno, jak ogień.

    A potem już było cicho. Powietrze pachniało morwą
    i po ramionach żony pot spływał jak srebrny ocean…
    Więc kiedy się uśmiechnęła, westchnęła i usnęła,
    przez okno w powale wpadł księżyc i Küferlina porwał.

    „Oto mnie w ręce porywa astrologiczny księżyc!”
    wrzasnąć zdążył Küferlin, a już rozkręcone włosy
    ciągną mu głowę do góry, za głową brzuch i w niebiosy
    tak ulatują we dwójkę, a żona śpi i nic nie wie.

    O świcie płakał Küferlin. Śmiała się żona i z konwi
    lała złocistą wodę w dziecinne usta kwiatów.
    „Głupcze — mówiła do męża — on by naprawdę cię porwał,
    gdybym za ucho cię mocno nie uchwyciła zębami…”

    OdpowiedzUsuń
  2. Zszyta rozbita wydmuszka oznacza, że kiedyś z Z.Ziobro będzie miłość, hehe.

    OdpowiedzUsuń
  3. sytuacja w kraju jest chora, ale przynajmniej widać, że jednak potrafimy się zmobilizować jako społeczeństwo i nie tylko protestujemy na fb, ale zaczynamy działać i to jest super!

    OdpowiedzUsuń
  4. Warto czasem uwierzyć w bajkę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. GOŚĆ

      Cóż jest historia? Czy iść w nią jak w salon?
      (Tu cesarz siedzi... Tam na klawesynie
      Jego Wstydliwa splata pięciolinie
      W mysi warkoczyk...) Więc jeśli jak w salon,

      To ile gromnic - niech jakie się palą?
      Czy żywym w górze, czy martwym w dolinie,
      Czy może temu, co w zdumieniu ginie,
      Bo tną go właśnie, a miał być ocalon?

      Nie wiesz. Lecz nie chcesz odwracać też twarzy,
      Krok stąpisz - wracasz; idziesz tak donikąd
      Jak ten, co zbłądził wśród obcych cmentarzy.

      A blask jaśnieje. Magnezją się jarzy
      Tuzin świec dymnych na twoim świeczniku,
      Aż któraś pęknie, marmury oparzy.

      Stanisław Grochowiak

      Usuń
  5. K.I. Gałczyński

    PARDON, ZSRR

    Za parę dni i tak pod stienku
    i trach - tarach! Mon chère —
    tymczasem Marksa mamy w denku —
    pardon, ZSRR.

    Tymczasem jeszcze obiad dobry
    i przy obiedzie kler,
    karp z wody, z srebra kandelabry —
    pardon, ZSRR.

    Tymczasem jeszcze jakby w filmie
    „Rozoksze wyższych sfer“:
    jarząbki przy sowieckim hymnie
    pardon, ZSRR.

    Że Untergang des Abendlandes?
    Gwiżdżę — rastaquoère!
    Pafnucy, zrób mi proszę wannę…
    Pardon, ZSRR.


    A za lat kilkanaście:

    "O, poeci, rozpowiadajcie
    w każdej wiosce, w każdej krainie
    ból nasz wielki po wielkim Stalinie.
    Umarł Przyjaciel."

    Jak pogodzić obowiązki polityczne z poezją? Mistrz nie umiał odpowiedzież na to pytanie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świat się już zmienił i wpędził nas w lata, a my spieramy się z Jerzym o poezję. Ja mu tłumaczę, on nie ustępuje i domaga się w wierszach piękna.

    Do Taliarcha

    To żółte drzewo w granatu bukiecie,
    Ta zwierząt ścieżka…
    W jakiej dziewczynie lub w jakiej kobiecie
    Zamieszka?

    Ta smukła świeca w lichtarzów złocie,
    Ten wiatr w welonie…
    W jakiej zatracie, więc w jakiej pieszczocie
    Zapłonie?

    I pożar stogu pośrodku północy,
    I szron na trzcinie,
    Ku czyjej zgubie, ku czyjej pomocy
    Przypłynie?

    O, mój Taliarchu, nawet włosy lutni,
    Żurawi poryw…
    Przeobrażamy nieszczęśni Okrutni
    W topory


    Stanisław Grochowiak, Nie było lata


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nieprawda. Nie domagam się piękna. Upominam się o poetycką istotność. Poezja może oczywiście być formą terapii indywidualnej lub grupowej, ale niech się wtedy nie puszy i to "p" na początku niech będzie małe, a najlepiej niewidoczne.

      Z "Przenikliwości":

      "- Jakiej książki. Pszczelarz, jakiej książki? Fizyczna łatwość wytworzenia przedmiotu, wyglądającego jak w czasach minionych wyglądała książka, jest bez wątpienia krzepiąca dla
      demokracji, ale literatura to domena arystokratów ducha i zawodowców. Książka, którą teraz niewielkim nakładem środków możesz sobie zafundować, w najmniejszym stopniu nie przypomina tamtej, która przeszła przez sito wydawniczych recenzji, redaktorskiej obróbki, a przede wszystkim podlegała ocenie krytyków i weryfikacji przez rynek. Ta nowa, bez wątpienia fizycznie atrakcyjniejsza, włożyła maskę tamtej i wykorzystuje najlepsze jej imię."

      Usuń
    2. kiedy poezja
      przestała już być świętem
      i każdy dzień
      ochoczą
      niesie metaforę
      dla skwapliwego poety
      własne pierdnięcie
      brzmi jak trąba anielska

      Usuń
  7. ***

    Piękno
    A czyżbym nie był jego godny?
    Ja, który tyle chcę unieść z człowieka,
    Że nie mam wiary nawet w grób swój? W chwilę,
    Która nim przyjdzie, to wpierw mnie oślepi?...

    Piękno -
    A czyżbym nie był jego godny?
    Kto zna mnie trochę,
    Ten tak mnie spamięta,
    Jakby mu przyszło zawiadomić Wdowę,
    Że ten, co odszedł,
    Nic jej nie zostawił.

    S. Grochowiak, Nie było lata

    OdpowiedzUsuń
  8. No tak, rozmawiaj z gościem, co się zasłania cytatami jakby ręką przysłaniał ubytki w uzębieniu.

    OdpowiedzUsuń

 
blogi